Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Anatema

Nie trudno mi sobie wyobrazić
brak wyobraźni.

Wchodzę do pokoju bez niepokoju,
dotykam ścian sześcianu,
upadam na podłogę, leżę odłogiem.

Patrzę na sufitoskłon.
Konstelacje, dalekie gwiazdy, planety,
mgławice i

niestety tutaj nic nie ma.
Nic tutaj nie ma.
Niczego dobrego, ani złego.
Ani prozy, ani wiersza,
ani piosenki, dźwięku żadnego.

Nie ma światła, świata, Boga.
Nie wyobrażam sobie niczego –
żadnych przyjaciół,
znajomych,
wroga.

Nie myślę dobrze
Nie myślę szkoda.

Pogorzeliska i ogrody

Szczerzą zęby, toczą pianę z pyska.
Jedna za drugą czernią się godziny.
Już nad nimi unoszą się dymy,
już za nimi mrą pogorzeliska.
Pożerają swoje dzieci, wnuki,
po sekundach znikają minuty.

Nie uratuje się żaden dzień, miesiąc,
nie wybaczy tygodniowi rok, dekadzie
wieczność.

Wyrywają ze mnie materię i duszę.
Wyszarpują myśli, rozrywają ciszę.

Nie mówię, nie widzę, nie słyszę.

Uciszają, wygładzają myśli.
Scalają cielesność z nienazwaną pełnią.

Wieczność rodzi lata, tygodnie, godziny.
Coraz nowsze chwile i sekund promile,
w ciszy.

Rozkwitają pola, łąki i ogrody,
chmury chmurzą lekko zachody i wschody.
Nad wszystkim unosi się zapach lawendy,
rozświetlają ciemność minuty beze mnie.

Milczę, nie oddycham, znikam.

Poeta

Poeta jest jak księżyc – świeci odbitym światłem krytyki,
ma swoją ciemną stronę i kręci się po orbicie sensu istnienia.
Jak księżyc jest poorany meteorytami codzienności,
poharatany zderzeniami z tymi, którzy wiedzą lepiej.

Poeta jest tajemniczy i pociągający jak księżyc,
ale ci, którzy na nim wylądowali
(czyt. zbliżyli się na dotknięcie)
zobaczyli jedynie kupę gruzu.

Za to jaki on ma widok na ziemię!

Mimo wszystko

Muß es sein? Es muß sein!

Ile zaświeci jeszcze słońc, wzejdzie księżyców
nad linią, która łukiem przecina dłoń,
nim będzie po wszystkim?

Póki cieszysz się z zamknięcia oczu, opuszczenia
powiek,
łaskawość tego czasu jest jak opowieść Marcela
na zbyt wielu stronach spisana.

Kiedy litery skończą bieg na zapomnianej bocznicy,
ktoś wykuje w kamieniu posłowie jakich wiele,
nie będzie erraty, wznowienia, następnego wydania.

Może nawet nie zostanie nikt,
kto choćby na swój użytek podejmie
próbę przekładu.

Drobiny

Zrozum mnie nieźle, porusz.
Nie byle jak i nie na odczep.
Na tyle, aby było
dobrze.

Nie musi być nazbyt,
ale żeby nie było
byle.

Na tyle, żebym nie musiał mówić,
że roztrzaskane w drobinki
nie sklei się w nieroztrzaskane,
a mokre
kiedyś się wysuszy.

Między nami flauta

Oddzieleni morzami, wzburzonymi szkwałem,
sztormami, gniewem Posejdona, rykiem otchłani
modrych, niebieskich, zielonych, czarnych,
dryfujemy.

Na swoich niezatapialnych lądach,
gdzie z rzadka w pejzażu trafia się wulkan,
ścieżynki płynnie zatapiają się w dróżki,
trakty, autostrady,
dryfujemy.

Od A do Zet i od omegi do alfy.
Od ściany do ściany, od sufitu do podłogi.
Od ręki prawej do ręki lewej.
Od nowiu do pełni i od wypełnienia do pustki.
Od czasu do czasu i od nicości w wieczność.
Od okładki do okładki, od kołyski do jesionki.
Od czereśni do jabłoni, od dłoni do skroni.

Nie mów nikomu, jaki jest adres,
jak trafić do twojego domu.
Tylko nikomu nic nie mów.

Mimochodem

Do nieba wchodzi się po rozżarzonych węglach.
Od tego ma się brudne nogi i trzeba je umyć.
Wyszorować z bólu cały zapas dni,
wyszczotkować z nadziei pozostałą część nocy.

Potem można po cichu, niezauważalnie,
ptakiem przysiąść na drzewie
i patrzeć.

Łańcuchy

Tutaj byłeś przez chwilę,
od której dla mnie wszystko się zaczęło.
Chwila wywołała ciąg zdarzeń,
bez ostatniego ogniwa.
Chwilowość kolejnych chwil.

Dokąd poszedłeś? Bo przecież gdzieś poszedłeś.
Czy jesteś tam, gdzie rozkuwa się łańcuchy?
Czy kowal był wystarczająco delikatny?
Czy to boli?
Teraz poruszasz się sprawniej, nie kulejesz?
Czy już ci nie ciąży sklepienie niedoskonałości?

Ach, zapomniałbym zapytać o to, co najważniejsze:
gdzie położyłeś, tato, klucz od piwnicy?

Nie dość, że ciemno, to nie chce mi się
piłować kłódki.

Optymalizacja

Po pierwsze się obudzić.
Dalej jakoś to będzie.
Zamieść za drzwi, nie pod dywan,
wynieść z siebie bałagan,
ułożyć stos, podłożyć ogień.

Dalej jakoś to będzie
mniej więcej.

Przewietrzyć, pootwierać okna,
pozamykać szkodliwe procesy.
Zoptymalizować pamięć,
pozbyć się zrzutów.
Ukierunkować strumień.

Dane, co dane,
odebranego nie odzyskam.

Wieczorem zaprosić cię
do radosnego użytkowania.

Bogowie mrówek

Żadnej przeszkody, której nie można ominąć,
żadnego ciężaru nie do podniesienia.
Pod nimi ścieżka wytyczona prosto,
w nich imperatyw, a nad nimi prawo.

W oczach chłopców, w gestach, oraz w słowach
podniecenie tą chwilą bierze całą stawkę.
Pierwszy niecierpliwie odpala zapałkę.

Drugi w wieczność skończoną po Armageddonie,
będąc księdzem gości w Auschwitz u brata.
Za oknem wiosna przynosi zapach traw i ziemi.
Wiatr oddala dymiące niebieskie królestwo.

Popijając mozelskie wznoszą toast
w milczącym porozumieniu.