Dwa piętra nade mną mieszkały trzy siostry, zaś piętro wyżej już nie pamiętam.
To znaczy – pamiętam… To znaczy – tak mi się zdaje.
Trzy siostry były urodzone tak, że najstarsza była ode mnie starsza o dziesięć miesięcy, a najmłodsza była młodsza pewnie z jakieś cztery lata. Najstarsza z sióstr była moją wielką miłością, najmłodsza zaś po latach była z nich najładniejsza.
Dopiero wtedy przeczytałem Czechowa.
Piętro wyżej ode mnie i piętro niżej od sióstr mieszkali jacyś ludzie, których raczej nie pamiętam. Jeśli nazywali się Osińscy, to prawdopodobnie pamiętam, ale tylko tyle, że tenże Osiński to był kurdupel, w dodatku lekko zapijaczony, sepleniący i hodujący srające na wszystko gołębie.
Dopiero po latach schwytano Czekatiłę.
Pode mną mieszkały dwie siostry bliźniaczki. Już nie młode, ale za to równie kurduplowate, jak facet z piętra wyżej (może Osiński). Dwie siostry dokarmiały srające na wszsytko gołębie kurdupla z piętra wyżej. Kochały również koty, dla których pomagały kurduplowi hodować gołębie. Któregoś dnia kurdupel (może Osiński) zniknął (może poszedł siedzieć, może umarł, może zniknął ot tak sobie).
Dopiero później przeczytałem Christie.
Teraz nie zastanawiam się kto mieszka za ścianą nawet wtedy, kiedy słyszę wyraźne odgłosy przywodzące mi na myśl trzy siostry.
Nie zastanawiam się również ani nad Czechowem, ani nad Czekatiłą, ani nad Christie.
Tylko te kurduple, te gołębie, bliźniacy, końcówka nazwiska… Tylko ja gdzieś pomiędzy to wszystko wpieprzony, pomiędzy te piętra znaczeń, synonimów, skojarzeń.
Dzisiaj czytam tylko nagłówki w gazetach.