We wszystkich gazetach świata, w stacjach radiowych,
programach telewizji prywatnych i państwowych, oraz
na każdym możliwym murze, płocie, słupie, latarni –
głosem, literą, atramentem czarnym, czymkolwiek
ogłaszam numer telefonu do mnie.
Wysyłam posłańca z pustą kopertą, naklejonym znaczkiem,
do pustego piekła, do pustego nieba, do pustego domu.
Odeślą, nie odeślą? Zadzwonią, nie zadzwonią?
Przyjdą po mnie.
Bez ostrzeżenia.
Znają moje imię, mój adres i moją przyczynę.
Określą winę i wyznaczą karę. To wszystko
będzie się działo, zanim przyjdą.
Bez ostrzeżenia.
Ale czy można być bardziej skazanym na siebie?
Może w tym cholernym śniegu za oknem czai się
twój cień? Może właśnie bierzesz do ręki telefon,
pióro, może wysyłasz do mnie pocztowego gołębia,
który samotnie przedrze się przez cały ten brak
powietrza?
Zdążysz, nie zdążysz? Zapomnisz, nie zapomnisz?
Tak wygląda koniec?