Pogorzeliska i ogrody

Szczerzą zęby, toczą pianę z pyska.
Jedna za drugą czernią się godziny.
Już nad nimi unoszą się dymy,
już za nimi mrą pogorzeliska.
Pożerają swoje dzieci, wnuki,
po sekundach znikają minuty.

Nie uratuje się żaden dzień, miesiąc,
nie wybaczy tygodniowi rok, dekadzie
wieczność.

Wyrywają ze mnie materię i duszę.
Wyszarpują myśli, rozrywają ciszę.

Nie mówię, nie widzę, nie słyszę.

Uciszają, wygładzają myśli.
Scalają cielesność z nienazwaną pełnią.

Wieczność rodzi lata, tygodnie, godziny.
Coraz nowsze chwile i sekund promile,
w ciszy.

Rozkwitają pola, łąki i ogrody,
chmury chmurzą lekko zachody i wschody.
Nad wszystkim unosi się zapach lawendy,
rozświetlają ciemność minuty beze mnie.

Milczę, nie oddycham, znikam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *