Oddzieleni morzami, wzburzonymi szkwałem,
sztormami, gniewem Posejdona, rykiem otchłani
modrych, niebieskich, zielonych, czarnych,
dryfujemy.
Na swoich niezatapialnych lądach,
gdzie z rzadka w pejzażu trafia się wulkan,
ścieżynki płynnie zatapiają się w dróżki,
trakty, autostrady,
dryfujemy.
Od A do Zet i od omegi do alfy.
Od ściany do ściany, od sufitu do podłogi.
Od ręki prawej do ręki lewej.
Od nowiu do pełni i od wypełnienia do pustki.
Od czasu do czasu i od nicości w wieczność.
Od okładki do okładki, od kołyski do jesionki.
Od czereśni do jabłoni, od dłoni do skroni.
Nie mów nikomu, jaki jest adres,
jak trafić do twojego domu.
Tylko nikomu nic nie mów.
A może rzucić im wiosła?