Do nieba wchodzi się po rozżarzonych węglach.
Od tego ma się brudne nogi i trzeba je umyć.
Wyszorować z bólu cały zapas dni,
wyszczotkować z nadziei pozostałą część nocy.
Potem można po cichu, niezauważalnie,
ptakiem przysiąść na drzewie
i patrzeć.
Jak zwykle pięknie i nastrojowo…