Ślub odbył się przed tygodniem, lecz dopiero dzisiaj mieli okazję świętować. Przylecieli wczoraj, późnym popołudniem. Jak zapewniano ich w biurze podróży – z hotelu wychodzi się wprost do raju.
To była ich wymarzona noc poślubna. Pierwsza z dziesięciu tutaj. Jedna z wielu. Nie chodzi o seks. To już mieli za sobą. To przecież XXI wiek. Wszystko dzieje się szybciej.
Dlatego wyjechali na koniec świata. Na te kilka dni i nocy w raju. W Europie o tej porze roku jest zimno, brudno, a tutaj….. Tak, w biurze podróży nie kłamali… Raj. Tuż za drzwiami.
To było wspaniałe uczucie – móc spakować jedną walizkę, przesiąść się z taksówki do liniowego boeinga Lufthansy… Po siedemnastu godzinach lotu znaleźli się w zupełnie innym świecie. Potem jeszcze kilka godzin lokalnymi środkami transportu i wreszcie byli na miejscu – zmęczeni, ale szczęśliwi…
Wyspa Ko Samet, z przejrzystymi błękitnymi wodami oraz krystalicznie czystym piaskiem ma zaledwie 6 km długości i 3 km szerokości, niemal wszędzie łatwo dotrzeć na piechotę. Porastającą ją gęstą dżunglę, w której żyją gekony i dzioborożce, które mieli nadzieję sfilmować kamerą dostaną w prezencie ślubnym od kogoś z rodziny Mariki, przecinają szlaki piesze. Najpiękniejsze plaże na tej wyspie znajdują się na wschodnim wybrzeżu. Plaża Hat Sai Keo z przejrzystą płytką wodą jest najdłuższa i najchętniej odwiedzana. To właśnie tutaj…. Hat Sai Keo, znaczy raj….. Zakochali się w tej plaży od pierwszego spojrzenia…. Nie mieli żadnych wątpliwości, że znajdują się w niebie.
Prawie cały dzień leżeli na plaży. Odpoczywali po upojnej nocy. Na przemian pływali, spali, pili egzotyczne drinki i marzyli o tym, żeby nigdy nie musieć opuszczać tego miejsca…
Marika czytała „Pod osłoną nieba”, a Peter pod osłoną trzcinowego parasola przyglądał się swojej pięknej żonie…
– To smutna książka… – stwierdził.
– Owszem… Ale przecież nie wszystko może być takie doskonale piękne…. Potrzebujemy czasem czuć coś smutnego, coś takiego nieuchronnego… – przekomarzała się z nim w iście filozoficzny sposób. – Inaczej nie znalibyśmy prawdziwej wartości szczęścia, które nas spotyka…
Peter uśmiechnął się…. Jest cudowna… Od kiedy ją poznał przed trzema laty wiedział, że to co się między nimi zaczęło przetrwa każdą próbę…. Każdy wstrząs…. Wstrząs….
Spojrzeli na siebie zdziwieni…. Przez chwilę wydawało im się, że piasek pod ich brzuchami delikatnie zawibrował…. Spojrzeli w kierunku morza.
– Cudownie….
– Tak… Jak w raju….
– Jesteśmy w raju……..
W Monachijskim mieszkaniu Petera i Mariki zadzwonił telefon. Po kilku sygnałach włączyła się sekretarka….. Uruchomił się mechanizm.
– Och, Kochani….. Tu mama… Jest druga w nocy, obudziłam się, miałam koszmarny sen…. Musiałam zadzwonić… Teraz u was jest ósma wieczorem i pewnie się dobrze bawicie… Chciałam tylko powiedzieć, że nawet, kiedy was tutaj nie ma ktoś o was pamięta i czeka na was…. Przywieźcie mi wnuka…. Chociaż malutki zalążek, Kocham Was…..