Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Curriculum vitae

Nie napisał podręcznika do gry w klasy
boski cieć, anioł stróż. Nie napisał,
nie powiedział mi, jak
przeskakiwać przez te kratki dni
i nie łamiąc nóg, nie zdzierając rąk
do krwi – żyć, by żyć.

I pewnie dlatego wyrżnąłem o bruk –
nie dlatego, że był lód
(zima trzyma jak cholera),
i pewnie dlatego walnąłem na pysk –
nie dlatego, że się zeświniłem
(byłem zły, bardzo zły),
i pewnie dlatego jestem tak wkurwiony –
nie na siebie, tylko na tego kogoś,
co się nie sprawdził, jako autor
i bohater
banalnej, krótkiej formy.

Błahe

Wszystko, co najważniejsze;
odkryte nieba, przydymione słońca;
miłość w muślinie, zaklęcie dotyku;
pierwsze kochanie i słowo napierśnik;
nocne szlochanie, księżyc, pies i cisza;
samotność w korcu maku, jałowy jałowiec;
oto człowiek, a to jego anioł;
tęskno mi Panie, testament, atrament;
tutaj, czyli nigdzie, tam, czyli nieznane;
czas, jego trwanie, ucieczka, mijanie;
Statek pijany, albo wódka w parku;
moja najmilsza przez wszystkie przypadki;
śmierć i zmartwychwstanie.

Nic z tych rzeczy, ani rzeczy Jego
nie pożąda mnie bardziej,
nie pragnie mnie więcej,
niż myśl rzucona jak kamień.

Spójrz – znowu wraca,
jak jakiś bumerang, lub kometa
puszczona po orbicie światła.

Ślepy pies. Rozważania

Nawet koniec roku ma dwa końce.
Był jak pies na kość wygrzebaną z trawy,
lub jak kość wygrzebany przez ślepego psa.

Więc jak kość, która wyrosła,
pełna soczystego miąższu. Niedaleko
pada kość od kośćca, a tym,
co za młodu nasiąknie, tym na starość…
Kość z kości ojca
i kość z kości matki.

Ślepiec natomiast, on ma
tyle szczęścia […]

Koniec końców, to kolejny cmentarz,
a krzyży jakby więcej, niż przed rokiem.

Pejzaż za oknem pociągu

Nawijam horyzont na szpulkę pamięci.
Drzewa i ptaki, chmury i liście, kominy,
eklektyczne trakcje, elektryczne racje,
frakcje, reakcje, zapędy omnipotęgi,
dyktatorskie wdzianka, liche truchełka,
skąpe ubranka, partie i rozgrywki,
wyimki z literatury wielkiej
i tej zupełnie maleńkiej.

Wydziergam sobie skarpetę na zimę
z jedną dziurą dla małej myszy,
lub świerszcza. Świat marznie
zupełnie nie na niby, a ludzie
zamarzają w wierszach.

Szal

Jako że zdrowie jest naj
kupię sobie szal. Owinę się szczelnie
i nic mnie nie dotknie. Kamień
będzie miękki, a chłód bardziej znośny.

Nikt mnie nie obejmie z wyjątkiem szaleństwa,
będzie dobrze,
choć dopiero jutro.

Zużytość

Twoja nagość, modelko, jest nie do obrzydzenia.
Masz swoje czterdzieści plus, trochę fałdek, tłuszcz,
gęsty bluszcz i to, co w oczach twoich tylko,
to coś, co ma coś z niedopowiedzenia.

I przypominasz mi kogoś, kogo kiedyś znałem:
była tuż obok, blisko, może najbliżej – kto wie?

Przymykałem oczy na jej grzechy, kochanków,
nie brałem na poważnie pozycji od tyłu,
nie lizałem kleju z francuskich franków, lecz

zawsze miałem podejrzenie, że w tej grze
uniesień i tak zwanej pasji jest coś,
co każe mi wątpić w ten psychotyczny absurd
koincydencji płci, dopasowania fallusa do vaginy,
alienacji.

Na nic te gry, na nic ten cały show.
Pusto? Być może, lecz w tym jest lustro,
a może tylko prześcieradło splamione,
a może historia znaczona
zużytym kondomem?

Piksele

Ile kroków dzieli cię od zniechęcenia?
Nie ma żadnej przepaści, nadjeżdżającego pociągu,
krawędzi okna, dachu, szklanki, ani niczego,
po przekroczeniu czego miałbyś z bani, przesrane,
rozmazane i roztarte w palcach najwyższej istoty.

To co jest, to postępująca niewiara w sens
spraw ważnych, najważniejszych i zupełnie nijakich,
choć wszystkie one są skrojone na twoją miarę
jedynie.

Więc ile jeszcze kroków zostało do zrobienia?

Ten program, to nie jest wyjście z nałogu,
nie recytuje się modlitwy, dezyderaty, mantry,
nie zanosi błagań, próśb, nie ma też żalu,
choć rozczarowanie może się pogłębiać
i drąży się samo.

Ten program ma swój koniec przewidywalny i słuszny,
jedyne lepsze chwile, to przerwy na reklamę.
Wtedy mówią ci jak żyć. Dostrzegasz kolory.

Tunel pionowy

Usuwam podłogę, kolejne podłogi, fundamenty,
aż do jądra ziemię, litą skałę. Zdejmuję płaszcz,
stoję.
Pozbawiam przestrzeń sufitu, kolejnych sklepień, chmur;
nie ma atmosfery w przestrzeni nagich ścian.

Zdegradowało się wszystko. Już nawet pojęcie
mnie o mnie i we mnie nie jest niczym więcej,
niż cząstką w wielkim akceleratorze.

Czym tu zmierzyć lichą pozostałość nadziei
na bycie czymś ważnym? Zawieszeniem głosu,
rozpostarciem rąk, prędkością spadania?

Dlaczego jeszcze oddycham, jeśli nie na szczęście?

Mamidło

empty_room_premade_stock_by_g0thicAngeL
Ty mi zapalisz świecę, a może i kadzidło,
a może i mamidło, a może otworzysz szeroko
oczy, okno, perspektywy walki z grawitacją
równie nieudane, jak wszystkie święte racje,
moje kreacje, męki, naburmuszenia,
to, co chciało być wdziękiem, ale nie wyszło,
otworzysz drzwi światłu, gościowi, lękowi,
wszystkiemu, które nie przyszło, nie stanęło
w progu, na wysokości zadania, nie było
wystarczająco dobrym ojcem, nie znało nienawiści,
kochania, litości, czy wzgardy, pogardy,
nie utrzymało gardy przed ciosem, opuściło głowę,
mówiło o mnie, nie mówiło o tobie,

albo wpuścisz ten cień, co za tobą odszedł,
albo wypuścisz mnie z ciała, albo pot otrzesz,

zapalisz mi świecę, a może i kadzidło…

Piekła

Na dziewiątym piętrze wielkiej płyty, w skąpym pokoju
z oknem na okna i kominy, poeta
ma swój pałac i dziewięć kręgów piekieł.

Przechadza się dostojnie na szczudłach metafor,
rzuca epitetem w odrapaną ranę
po dzieciństwie utraconym, po porzuconym pięknie.
Pije kawę i wódkę, zadowala się w burdelu
swojego jestestwa.

Czasem kładzie się pod lodem, zasypia,
częściej nie zamyka oczu, coś mamrocze pod nosem,
rozważa za i przeciw, kalkuluje,
inkasuje za swoje nieszczęście cały zestaw grzechów
cudzych, podpatrzonych,
odwiedza inne piekła,
spogląda na obce nieba,
wypłaca resztę.

Przykłada dwa obole na twoje oczy,
śmieje się w duchu, ale wierszem.

Na dziewiątym piętrze wielkiego piekła, w lichym niebie
z oknem zamurowanym, poeta
strzeże Gigantów.