Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Przedsen

Puszczą wodze, pegazy pomkną przez okno.
(Oby tylko, tak myślę, nie zahaczyły o realność przedmiotu!)

Że słońce, że ocean, że krąg światła, lampa – to wiesz –
nawet o tym stole i krześle, o herbacie i łyżeczce do niej
– to wiesz – ale

czy idea dorównała rzeczy
i czy słowo wzbiło się nad dotyk?

Opisać najdotkliwiej, jak to jest możliwe
błogosławieństwo, oraz fatum ciszy,
tak, jakbyś miał w zanadrzu jeszcze wiele znaczeń,
jakbyś miał na talerzu coś więcej, niż siebie,
nakreślić linią lekką, kreską pewną,
zapełnić sobą do ostatnich rzędów widownię
w antycznym teatrze.

Mieć pewność, o tak, pewność nieuchronną,
że nie skończy się świat
gdy zaśniesz.

Sufi

Serce, kiedy nie ma w nim smutku, jest ruiną,
tak jak dom, kiedy nikt w nim nie mieszka, niszczeje.

Zatem czymże ten pałac bogatszy od katedry?
Mozaiką złoconą, witrażem, sukmaną? Gościem,
który przekracza próg, czy derwiszem,
któremu on zbyt wysoko?
Perfumą, czy kadzidłem, cyną, czy pozłotą?

Niedoczas

Nie jedzą robaki lub nie pali ogień
i wciąż są ślady na śniegu i mgiełka na oknie.
Ponieważ pytasz czy żyję, to piszę,
że żyję – wcale nie najgorzej, choć może
jak pragnę i ty pragniesz więcej?

Bywało czasami, że się zamyśliłem.
Pomyliłem lewą stronę z czasem przeszłym,
oraz przyszłą z czasem prawym.
Dziś wiem, choć daleko jest mi do pewności,
że to co w środku, to jest teraźniejszość.

I pompuje mi dni tam i z powrotem,
i robi tik-tak, bum-bum, tik-tak;
i choć może jak pragnę i ty pragniesz,
to jednak nie będzie tak zawsze
i nie bez końca.

Sennik polski

Że dom na przedmieściu nudnym i spokojnym,
że przystrzyżony trawnik, na nim maszt, i flaga,
że bielony parkan, za nim pies i platan,
że na podjeździe van, rower, zabawka,
że huśtawka wprawiona w kołysaniu wiatrem
z nad oceanu niebieskiego, jak niebo nad miastem,

że nic się nie zdarzy, co w niezgodzie z prawdą,
że w gazetach nie będzie żadnych żali, płaczu,
że firanka w oknie, a wieczorem goście,
że uśmiech nie durny i wszystko jest dobrze,
że nad wszystkim czuwa anioł, stróż i patrol,
że sen śni się lekki, prawie przezroczysty,

że nie jestem Polakiem, chociaż nie wiem po co.

Zielone trawy Fátimy

Odwiedzić Chiny, wejść na Wielki Mur,
poznać, być może, największą z tajemnic –
nie uda się, lub może dlaczego nie?

Ostatecznie niewiele trzeba, by sprostać
tym sprawom. Oddychać, odetchnąć.
Może ulga, to zbyt wielkie wyzwanie,
lub niepotrzebny atrybut istnienia?

Śnieg pokrywa wszystkie nadmierne byty.
W porównaniu z popiołem, jednak szybciej
cokolwiek wychynie,
ujrzymy to i owo,
ślad, a może nawet więcej.

Gadu

Kto wie, jak skończy się książka, ten jest uboższy o jej wszystkie strony, o zwroty akcji i zawroty głowy, o wszystkie postaci opisane i wymyślone przez narratora, lub przez pozbawionego koniecznej wyobraźni kronikarza, dziejopisa.

Kto wie, jak skończy się książka? Do przewidzenia jest kropka, a nawet przecinek, dwukropek, niewidzialna spacja. Reszta jest milczeniem, reszta jest niekończącą się opowieścią.

Odys wypływa na spokojne o tej porze dnia morze. Jego okręt pod żaglem ledwie porusza się po gładkiej powierzchni. Towarzysze pomagają co sił wiosłami oddalać się od brzegu. Odys nie wie o czekających go przygodach prawie nic. Nie poznał jeszcze goryczy powrotu, rozczarowania namiętnością, nie spotkał żadnego z potworów, które staną mu na drodze. Odys śni o przygodzie. Odys ma tylko wyobrażenie czasu, który ma nadejść, nie ma świadomości czasu, który zostawia za burtą – woda się wygładzi, bądź wzburzone morze odbierze kilwaterowi jego sens i przyczynę.

Od dawna podejrzewał, że Żydzi planują jego śmierć. Dlatego nigdy nie pogodził się z wyborem Swietłany, czyniąc ją nieszczęśliwą. W gruncie rzeczy nie dlatego jednak prześladował córkę, lecz z powodu konieczności sprawowania kontroli. Podobnie, jak musiał mieć kontrolę nad wszystkimi poczynaniami Wasyla – tego cholernego alkoholika i bawidamka; czymże bowiem stałby się, gdyby nie był w stanie trzymać w ryzach najbliższego otoczenia? Jak mógłby zachować wiarygodność władcy i jakim respektem darzyłby go dwór? On, wielki car, władca, monarcha absolutny musiał siać strach, aby wszystkie rośliny ogromnego stepu rosły tak, jak trzeba, aby pochylały się tylko przed tym wiatrem, który on sam wprawił w ruch, aby zgodnie falowały i chwaliły jego imię. Do diabła z ziemią, na której rosły, ważne, aby rosły równo i w rymie jego oddechu. Jeśli tylko którakolwiek z traw zaczynała szumieć inną niż jego pieśń, należało ją wyrwać razem z innymi chwastami, jeśli którykolwiek kwiat rozwijał się ponad przeciętność, należało go czym prędzej zerwać, zasuszyć, włożyć między opasłe akta dziejów.

Czytaj dalej

Prawdziwy grafoman

Prawdziwy grafoman nie dusi w sobie emocji, tylko przelewa je bezpośrednio na monitor komputera. Nie znosi pisać na papierze nie dlatego, że jest ekologiem, lecz uważa to za stratę czasu.

Prawdziwy grafoman wkleja swój wyjątkowy utwór na wszystkie możliwe portale.

Prawdziwy grafoman siedzi godzinami przy komputerze i oczekuje pochwał. Klika do znudzenia w myszkę odświeżając ekran w nadziei, że a nuż pojawi się jakiś miły komentarz. Boli go od tego klikania palec, dupa od siedzenia, traci wzrok od wgapiania się w monitor, ale… czego nie robi się dla Sztuki?!

Prawdziwy grafoman nie znosi słów krytyki i przyjmuje ją jako przejaw niezrozumienia, arogancji i trolowatego chamstwa.

Prawdziwy grafoman uważa, że nikt tak jak on nie potrafi opisać świata, poruszyć czytelnikiem, wprawić w zachwyt, zadumę, rozczulić, uwrażliwić.

Prawdziwy grafoman to ja.

(No, ale przecież prawdziwych poetów już nie ma.)

List w butelce

U mnie bieda, bryndza. Nie dzieje się
alleluja, nie ma manny z nieba.
Do drzwi nikt nie puka, w okno
zagląda tylko wiatr i samolot
na ścieżce podejścia (znowu
jakieś kurwy lecą na wakacje).

Podaruję sobie naparstek,
może całą flaszkę,
kawalątek przestrzeni
jak ciepłą szarlotkę,
może coś zmieni sen,
może nic nie zmieni?

U mnie bieda, bryndza, ale ty napisz
co słychać u szczęśliwych ludzi.
No i koniecznie podaj mi adres zwrotny,
do jakiej rzeki mam wrzucać butelki.

Nie czarne, nie białe

Ktoś mógłby mną sterować, dbać o mnie,
karmić i poić, wysyłać do kina, pracy, lub do zoo.
Mógłby doglądać wszystkich spraw, pisać za mnie pisma
urzędowe, naklejać znaczki skarbowe, opłacać gangsterów,
usuwających z mojej drogi natrętów i szuje.

Ktoś mógłby za mnie kochać, nienawidzić, lubić,
ktoś mógłby za mnie umrzeć, ale

nie mieszczę się na szachownicy.