Na dziewiątym piętrze wielkiej płyty, w skąpym pokoju
z oknem na okna i kominy, poeta
ma swój pałac i dziewięć kręgów piekieł.
Przechadza się dostojnie na szczudłach metafor,
rzuca epitetem w odrapaną ranę
po dzieciństwie utraconym, po porzuconym pięknie.
Pije kawę i wódkę, zadowala się w burdelu
swojego jestestwa.
Czasem kładzie się pod lodem, zasypia,
częściej nie zamyka oczu, coś mamrocze pod nosem,
rozważa za i przeciw, kalkuluje,
inkasuje za swoje nieszczęście cały zestaw grzechów
cudzych, podpatrzonych,
odwiedza inne piekła,
spogląda na obce nieba,
wypłaca resztę.
Przykłada dwa obole na twoje oczy,
śmieje się w duchu, ale wierszem.
Na dziewiątym piętrze wielkiego piekła, w lichym niebie
z oknem zamurowanym, poeta
strzeże Gigantów.