Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Ecce

Tych słów jest mnóstwo, a każde jak grom
uderza. Z otwartych chmur, z niebieskich stron,
z przymierza, które między drzewem
a pieśnią o drzewie.

Nie ma miejsca na wahanie, wątpliwość.
Jesteś wszystkim, tym co było, i tym
co się stanie. Nie czas na tkliwość niemądrą,
na zamysł nad rzeczy nierealną stroną.

Sięgnij, jesteś bliżej sensu niż treści.
Sięgnij, przemyśl, w końcu, wreszcie.

Czarne słońce

Nadchodzą dni ochłody.
Co było rozpalone, nie będzie.

Byle tylko czasu starczyło na odnowę.

Dzisiaj myślę, że słowo
jest ścieżką, drogą.

A jednak: czy nie prawdą jest,
że ptaki zawracają z krańca świata?
Nie mogąc lecieć dalej i dalej?

Bo przecież, czyż nie, prawdą jest,
że światło ma swój kres?

Otóż nie.

Ale kto oświecony, będzie śmiało szedł
poprzez mrok, ciemną dolinę.
Chociaż księżyc czerwony,
chociaż słońce czarne i nieme.

Pamięć

Pamiętam mały miejski ośrodek zdrowia
w fińskim domku. Przedmieścia
górniczej osady. Ty

w zapachu lizolu, pasty do podłóg, gorącej wody
na kolanach polerowałaś centymetr po centymetrze.

Gzie jest ten domek, podłoga, ten zapach?
Gdzie jesteś?

W sąsiedztwie były ogrody, przez które
można było
na sąsiednią ulicę, na następną i dalej
aż po żydowski sklep,
do miejsca, w którym cyganie
obozowali,

i dalej

aż za wzgórze, gdzie światła nowego osiedla
były jak kosmiczne przestworza.

= = =

Okno było na parterze, a ja
z tego okna w świeżo zagrabione,
zroszone wodą grządki

uciekałem.

= = =

Pod gruszą pochowałem szczątki
pluszowego misia.

= = =

Dzisiaj patrzę przez okno.

= = =

Ten sam ogród, sad, wiśnie.
Choć nie takie same.

To pamięć.

= = =

Rzeczy mniejsze stają się starszym bratem.
Jego dłoń prowadzi
przez ostępy, przez porzeczek krzaki.

O tobie

Kto o tobie myśli, kto o tobie pisze,
kto o tobie czyta?

Kto tobie zapewni choć słowo
o tobie? O tobie mówi pieśń.

– Jesteś?
– Nie wiem.

Więc jesteś niepisanym dialogiem.
W drogę, z Bogiem.

A tam, dokąd pójdziesz, zaniesiesz wiatr,
zaniesiesz samosiejkę istnienia.

Choć mówią, że to miłość,
choć mówią, że to wszystko,
choć mówią, że to nicość –

cokolwiek, ale światło.

Da capo senza fine

obserwacja

Niebo o świcie jest błękitne.
Najpierw słychać ptaki, po chwili
przejeżdżającą śmieciarę.

Przybywa godzin i śmieci.

Aż po noc.

Niebo w nocy jest czarne.
Najpierw jest szare, ale po chwili
zupełnie czarne.

Przybywa godzin i gwiazd.

Co jest, co musi się stać

W mroku będąc, ciemność w sobie goszcząc,
idąc gęstym lasem, wąwozem, trzymając się cienia

niosę światło przed sobą.

Aż na polanę pustą, w tłum tych,
których nie ma.

Co widzą oczy, czego nie pojmują?
Jakimi językami mówić, jakim głosem,
jaką księgę im przynieść, jak ujarzmić
ciszę?

Przynajmniej właściwą obrawszy raz drogę
nie zejść, nie zawrócić z niej.

– Dokąd idziesz wędrowcze?
– Przed twoje idę spojrzenie.

Krajobraz po śmierci

Zabij mnie bólu, lub pozwól oszaleć, by
z bólu bez bólu żyć!

Świat mi odebrał to, czego nie dał,
co dałeś Ty.

Wolę świata światu przypiszę, by
w Ciebie nie wątpić i jakoś z Tobą,
jakoś w tym braku, pustce, w skorupce,
w tym wszystkim, resztę dni…

A jeśli światło wedrze się w nocy
przez drzwi otwarte, ciemności mrok,
całkiem na pewno otworzę oczy,
choć minąć może niejeden rok.

Wiem, wiem – kiedyś wszyscy się spotkamy,
ale teraz dajcie mi spokój. Zapomnieć
się nie da, ale chociaż zasnąć

bez powidoku…

Jedność

Ja jestem Tobą, a Ty jesteś mną.
Nami jest drzewo, zwierzę, zwykły robak.

Drzewo jest we mnie i gwiazdy są we mnie,
w Tobie są kwiaty i łąki, i niedźwiedź.

I każdy potok, ocean i wiatry –
jesteśmy wszystkim, choć bardzo z osobna.

Nie żądam świadectw, nie rozsądzam winnych –
światło układa w ciemności swój obraz.

Wielka woda

Występuje z brzegu, przerywa wały.
Nic nie dzieli myśli od przestrzeni.
Wkrótce pochłonie łany, zakryje dachy.
Wkrótce w jedno się zleje
z szarością błękitu.

Bądź otwarty, miej bramy na oścież;
bądź gotowy do ewakuacji.

Zdarza się, że masz ostatnią z potrzeb:
widzieć dalej, najdalej, najjaśniej.

Koniec nie jest końcem, początek,
to jedynie data, godzina, zodiak.
Wkrótce przyjdzie zapomnieć,

zmierzyć się ze źródłem.

Obowiązek

Zwalniam ludzi z pracy. Nie spełniłeś moich oczekiwań, mówię.

Czy byłeś wystarczająco dobry, efektywny, czy posiadłeś wiedzę,
zastosowałeś ją, doskonaliłeś rzemiosło, oparłeś się pokusom,
czy korzystałeś z firmowej poczty, stosowałeś się do wytycznych,
wyrażałeś swoje opinie przede mną, przed innymi przełożonymi,
czy piłeś kawę i wychodziłeś na fajkę zamiast uzupełniać tabelki,
czy pisząc cotygodniwy raport nie korciło cię, aby napisać…

Czy modliłeś się dzisiaj? Wczoraj, przed zaśnięciem?
Kiedy ostatnio byłeś u komunii? Czy zasmakowałeś zapachu
starego, impregnowanego drewna, zastanowiłeś się
kto siedział przed tobą w tej ławce?

Czy wysłałeś list? Czy zadzwoniłeś do matki?
Czy pomyślałeś o sobie, jak o kimś, kto stoi obok
i przygląda się, obserwuje, analizuje, dokonuje oceny?

Czy nie zwolniłbyś siebie, Sikora,
z obowiązku życia?
Czy gdyby nie niezbicie udokumentowany fakt istnienia,
cała kartoteka twoich schorzeń, oraz wszystko to,
co myślą o tobie inni – czy i wtedy powiedziałbyś

jebać to, przecież żyję?