Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Apospasma tou theu

Ubywa ciebie. Niezauważalnie nikniesz.
Transgresja jest ledwie namacalna, ale jest.

U waży mniej niż O. Ciało więcej, niż ciału.

Wkrótce przestaniesz oddychać i się dopełni.
Ubędzie cię tyle, ile trzeba – nie więcej.

I to będzie Ono.

Cała droga, to  d r o g a.
Wije się przez pola porosłe pszenicą,
czerwieniące się makiem, błękitniejące chabrem.
Droga ma kamienie, ma ziarnka piasku.
Kamienie mają cień, piasek
swoją opowieść.

Kropla wody przenika przez skałę.

Ubywa ciebie. Niezauważalnie przeciekasz
przez rzeczywistość.

Zmiany, niezmiany

Język się zmienia. Mieni się.
Odcienie, sugestywne odniesienia,
prężenie, wiotczenie.

Torebka mieści przedmioty, rzeczy.
Mówi swoim językiem, dotyka
istoty
kobiecości.

Puderniczka, chusteczka, komórka.
Mitoza, zygota, podział.

Z drugiej strony:
przypięte do spodni kluczyki
od samochodu
nowszego niż żona,
portfel w kieszeń wciśnięty,
zapamiętanie wytartych spodni.

Z trzeciej, czwartej i piątej strony:
język się zmienia. Mieni się.

Bez odcieni, bez wskazań na podział.

Idąca ulicą. Wątpliwość

 

Coś kręcisz, panno, bujasz.
Za tobą, panno, ciągnie się welon
spojrzeń.

W twoim chodzie jest jednak jakieś oszustwo:
idziesz tak lekko unoszona pustką?

Biodra i tyłek, wypięty biust,
włos rozrzucony, grymas ust –
a wszystko przepasane zapachem szałwii,
troszeczkę mdli, ciupinkę drażni.

Dla mnie, panno, jesteś z plastiku,
wekiem z uczuciem
przesytu.

Cząstki

Być sobą, no bo kim?
Być sobą, ale czym?
Być sobą, tylko jak?
Być sobą, czyli
stać się niewidzialną przyczyną ciebie.

Obudzić się dla przemiany,
zapragnąć mieć skrzydła,
dwie głowy feniksa.
Spalić się przed zachodem słońca,
odrodzić pierwszym brzaskiem.

A potem na nowo:
być sobą,
tak jak miliony razy bywałeś miliardem rzeczy
zebranym w całość. Stanąć
przed poskładanym z okruchów lustrem
i widzieć
wciąż całość.

Coś więcej?

– pogłaszczę ją w myślach, niech wie
że nie na darmo sypiamy w jednej łodzi płynąc
jakbyśmy szukali starej, znanej drogi

Nie na darmo Kraków zbudowano.
Z całym zapleczem krypt, lochów i wieżyc
wysokich aż pod dźwiękoskłon hejnałów
i dziewic.

Od wysokiego C, aż po krótkie ach,
po wilgoć, po kroploskłon głębokiego F.

Po prześcieradła białe, po poduszki zmięte,
aż po ud ujęte, zakrzepłe,
po korali sznur, po dur,
po b-mol.

Moja droga, jeśli zboczyłaś,
jeśli ja zboczyłem,
jeśli bezdroża bezdróż,
jeśli zgliszcza zgliszcz,
jeśli zostawiłaś, jeśli zostawiłem
za sobą bezmiar bezgłów,
potworny poranek,

jeśli jest ten bezsłów,
jakiekolwkiek amen

Będzie jutro jutrzejsze od najwczorajszego wczoraj,
będzie dzisiaj dzisiejsze od najjutrzejszego nigdy,
będzie cokolwiek lżejsze, od najcięższej pamięci?

Cokolwiek, ale więcej, niż krok od śmierci?

Bilingi

Rozmawiamy co raz częściej,
mówimy o błahostkach, o drobnostkach,
we fragmentach opisujemy rzeczy ważne.
Nie wdajemy się w szczegóły,
w nieistotne opisy przyrody.

Przerzucamy tematy, streszczenia,
prywatny bryk.

Rozłączamy rozmowę krótkim pozdrowieniem.
Oboje wiemy, że to było zamiast
banalnego kocham cię, mamo.

Czy nie po to

rozmawiamy co raz częściej,
mówimy o błahostkach, o drobnostkach…?

Oszczędzamy czas?

Chociaż nie widzę

Pewnego dnia tutaj mnie nie będzie.
Gdzieś będę, ale nie tutaj.
Pewnego dnia spojrzę wszystkowidzącymi oczami
na nic niewidzących, jak kiedyś, teraz, ja.

Teraz, w tej właśnie chwili umiera ktoś bliski.
Ktoś daleko umiera, nie widziałem go od lat.
Teraz podlewam bazylię kupioną w supermarkecie.
Obdarzona sztucznym światłem, pożywką,
wyhodowana jak miliony innych, teraz
ma swój czas na parapecie mojego okna.

Na tym samym parapecie przysiada właśnie
ktoś, kto w tej chwili umiera.

Podlewam, bo tak trzeba. Na wszelki wypadek
umyję jutro okno. Na wszelki wypadek
zachowam się jak trzeba.

Consecutio temporum

Czy nie sądzisz, Noe, że to odpowiedni moment
na odrobinę deszczu?
Spójrz, Noe, ja ci pod chmury unoszę
całe być może – nie czas na wątpliwość.

Wcześniej, lub później, bracie,
będzie gołębica, skała Arraratu.

Nie lękaj się, wypłyń na głębię –
wszak, Noe, prowadzi cię legenda.

Długość ciszy w krzyku

Nie ma zjednoczenia, są tylko podziały.
Odległości zależne jedynie od skali –

czas mierzony w latach,
długość ciszy, dźwięku,
wielokrotna spacja.

Przecinka w lesie, w niej głębokie rowy,
guziki i sprzączki, lista tych, co byli,
modlitwy nieobecnych, żałoba żałoby,

a wszystko przeklęte na największą miarę.

To wasza rzecz

Piłat cię kocha, Piłat wszystko widzi.
Nie zabija za proporce, nie karze zbyt wielu.
Piłat ma inne sprawy w słoneczną niedzielę,
lecz nie zapomina, po co tutaj przybył.

Legnie pod naporem imperium i krzyża,
wszystko dzięki braciom, przez braci
i dla nich.

Kamień wszystko przyjmie,
wszystko już przewidział:
pierwszą wiosnę w górach
i śniegi w dolinach.

Piłat widzi: idą, niosą święty ogień,
nad Judeą twoje szybują godziny.
Wkrótce ziemia spłonie, nie zostanie żywy,
poza pieśnią cichą, poza krzyżem w dłoniach.