Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Instrukcja obsługi

Zrobiłem sobie test osobowości na jakiejś durnej stronie internetowej…
Wynik poniżej – nie ma być z czego dumnym, ale pocieszam się, że generuje to jakiś automat 🙂

zapłaciłem 4,88 PLN 🙂

 

 

Twój Typ charakteru: Indywidualista

Twój Podtyp charakteru: Arystokrata

Indywidualista w skrócie Ego Fiksacja: Melancholia
Najważniejsza Idea: Autentyczność
Strach: Bycie zwykłym
Zamiary: Bycie unikalnym i autentycznym
Pokusy: Pokonać je
Wada: Zawiść
Zaleta: Opanowanie

Tragiczny romantyk, ma bardzo wrażliwe odczucia i emocje, jest wrażliwy, czuły, spostrzegawczy.

Czytaj dalej

Last minute

Wtorek, ósma rano, mróz trzyma, zima.
Ptak przymarznięty do gałęzi, konar do ziemi
i nieba. Ciemniej niż zwykle, na ustach szron.

Wydarzy się noc w środku dnia, uciszy się
wiatr. Słoneczny podmuch nie roztopi lodów,
nie spłynie kra naszych nocy

w osobnych łóżkach. Cisza położy swoje ręce białe
na wspólne sekundy bycia. Niezauważalnie
doczekamy do wieczornego ocieplenia klimatu,

by przez chwilę spacerować po gorących piaskach
tropikalnej wyspy. Od morza nadciągnie niepokój
tego, co ukryte za horyzontem. Jutro, może nigdy.

Dla higieny przestrzeni werbalnej

Jesteśmy w głębokiej dupie, taplamy się w kupie,
a wszystko co nas otacza się stacza do wspólnego sracza.

Zło wszelkiej maści, nienawiść, plugastwo, łgarstwo
i cała ta utopia, poroniona entropia, aborcja, anarchia,
wszystko to, co dookoła woła o pomstę do nieba, co żąda
igrzysk i chleba.

Wykrzywione rączki i buźki dzieciaczków po Hiroszimie,
które widziałem niedawno na czarno-czarnym filmie
z epoki odległej jak galaktyka spiralna Messier 100;
ja, Panie, nie wiem co miałeś na myśli obdzierając ze skóry
te plecki małe, niewinne twarzyczki. Nienawiść, bezsens
rzeczy zależnych i niezależnych jak związki zawodowe
prostytutek męskich, dziecięcych, jak matki Polki
wyhodowane na książkach Bratnego Romana, jak ta ziemia
od morza do morza, jak mury, jak widziana z rana
wrona.

Dzisiejsze rozmowy Polaków, gnój na porcelanie z Łomży,
biskupi kolor skarpetek ładnych chłopaków,
delikatne dłonie młodzieńca w komży; nienawiść, zło,
piosenka jedna czy druga Ciechowskiego Grzegorza,
jego rozbite szkiełko, na autostradzie pożar
samochodu z dziećmi jadącymi do matki świętej –
mezalians ciszy, krzyki, a one już są w sali zamkniętej
krzyżykiem.

Ona jest papierem toaletowym, ona cię oczyści, sens otrze,
miłość znaczenie ma nowe –

owszem.

Żaden dramat

Jedna noc, kilka godzin, parę minut wystarczy
by świat się skończył.

Przecież jest ulica, śnieg na chodnikach,
jest ta sama kamienica, brama,
puszka po piwie.

Jest światło w mieszkaniu,
(nigdy nie wyłączam).
Ach, co za ulga! Ktoś jest w domu, proszę pana!

Ta sama cisza, która była przyjaciółką,
teraz będzie pana ściółką przykrytą śniegiem.

Jakoś się przezimuje, jakoś się przetrwa.
Bez piekła, bez nieba, bez ziemi świętej-nieświętej.
Nie wszystko zamarznie na kamień, na szczęście.

Co będzie, to będzie, nawet
jeśli zima odejdzie, jeśli
mnie już nie będzie.

Cicho, już

Sen się kończy, czas zasnąć.
Zaczyna się zima, zamarzają słowa.
Wkrótce całe ich sople zwisać będą u ust,
których nikomu ogrzać

już nie pozwolę.

Dotyk, nie-dotyk, pieszczota, nie-pieszczota.
Miało przecież tak być jak jest – nierealnie.
Na ścianie jeszcze wczoraj malował się czyjś cień.
Świt mroźny budzi dzień, gasną latarnie.

Sen się kończy, czas zasnąć.

Milenka

Zakłada czerwoną sukienkę.
Dzisiaj będzie jego marzeniem.

Dzieli swoje serce między tym co jest,
a życiem, które mogło się wydarzyć.

Od teraz on będzie się zastanawiał
jak sobie poradzi, kiedy jej nie będzie.

Jej sekundy podzielą się na pół,
słowa na ostrożność i pragnienie.

Więc zakłada tę czerwoną sukienkę.
Chce być tym, kim być może

chciałaby być czymś więcej.

Patrzą na nią jego niebieskie oczy,
a ziemia kręci się jakby szybciej.

Funkcje proste

Całe swoje życie wchłania ten ocean.
Oddycha nim, nasiąka, filtruje.
A kiedy wszystko już się kończy,
gąbka odnajduje przyjemność
w obmywaniu z codzienności.

I to jest całkiem niezła perspektywa.
Jak dla gąbki.

Pusty pałac

W bezosobowym do Seraju, w przedziale, w którym nie zasnęli
jechali razem bez biletu, a może wilczy bilet mieli?

Nie spali wcale w tej podróży, a ona wcale się nie wlekła.
I rozmawiali o bagażu, o swoich kufrach wziętych z piekła.

Za oknem nocnym, czarnym jak noc, przebiegał kontur za konturem.
On jej podawał z jabłka jabłoń, ona mu była konfiturą.

Od stacji niebo poprzez czyściec, od ziemi dzikiej do plaż nieba
pędziły tory pod wagonem i przemijały stare drzewa.

A kiedy świt rozjaśnił pejzaż, który się dotąd skrywał skrycie,
to odkrywali bez wyjątku – swoje nawzajem smutne życia.

On był skąd? Nie wiem, a skąd ona? Czy to był mąż i jego żona?
Czy może tylko przez przypadek zechcieli w tej podróży skonać?

Na stacji Seraj, w pełnym słońcu, gdzie na peronie nikt nie czekał,
nie wysiadł nikt z pociągu w końcu, bo i ten pociąg nie dojechał.

Przekleństwo

Niech umiera w cierpieniu, kto nie zaznał bólu,
niech nie cierpi nad miarę, komu dopiekło, styrało.

Nazbyt lekko się mają, zbyt ciężko odchodzą
dni karawany płochliwe. Pustynie
bez oznaczeń, bez stygmatów, blizn, ścieżek
przez czoła gładkie, dłonie bez piętna,
nie spłowiałe z czasem kolory.

Noce natomiast są krwawe.
Przez nie idą pochodnie, długie noże, zamęt.
Każda sekunda rozrywa mięśnie kłem,
pazurem wdziera się głębiej
i pozbawia kości.
Chwile rzucają się z mostów,
minuty czekają na osobowy z Kielc.
Leżą na szynie lewej, przytulają prawą.
Godziny nie mijają, lecz się odurzają
do nieprzytomności utrwalając wieczność
w poderżniętym maju.
Tygodnie, wkrótce lata, wszystko jest na pozór
inne, przesycone tobą, całe epoki
trawą zarosłe, zdziczałe.

Boli, ale jak pięknie w tym przeklętym sadzie
dojrzewają jabłka, jak ładnie spadają!
To nic, że zatrute.