Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Następstwa

Czegoś tutaj ubyło, coś jeszcze się trzyma
kurczowo, ale jednak, życia, rzeki, słońca.

Z tej otwartej księgi, której zmęczone zimą karty
leniwie szumią i szeleszczą, gdy nadchodzi wiosna,
powoli odrywają się litery.

Te, które przycupnęły zmarznięte na drzewach,
te, które przylgnęły do skurczonych dni,
teraz formują klucze i razem
z obudzonymi unoszą się nad ziemią.

Gdzieniegdzie ludzie wypalają trawy.
W domach, długo zamknięte,
teraz otwarte szeroko okna.

Czego nie widać

Poeci na fotografii
wyglądają jak zwyczajni ludzie.
Mają normalne twarze,
oczy bez obłędu.
W zatrzymanej chwili
nie ma nic z meatafor –
ot, coś zupełnie znośnego
dla papieru.

Czasami wychodzą z kadru.

Blue marble

Jeśli spojrzeć na wszystko z pewnej perspektywy
zacierają się granice i nie ma w nich ludzi.
Nie ma dróg i mostów, domów i ogrodów,
niczego stworzonego z pasją, do zburzenia w szale.

Żeby móc to objąć trzeba być daleko,
być może dalej niż kosmiczny paradoks drogi mlecznej.
Żeby zrozumieć wystarczy usiąść na kamieniu,
popatrzeć jak płynie rzeka i gałązka na jej
lekko szumiącym i niepewnym niebie.

Intoxicated Man

W kilka sekund po tym, jak się urodził,
jak nabrał w płuca powietrza i rozdarł je
na dwa krótkie wersy – wiadomo było
że będzie poetą –
na siebie rozdarł i siostrę.

Ten krzyk razem z tym drugim krzykiem
były takie do rymu. Zabrzmiały
jak kościelne dzwony, jak jakiś cholerny
zwiastun wielkości.

Potem było już prawie inaczej.

Nie wiedział po co tu jest,
ani kim, ani dla kogo.
I stworzył noc, bo był bardzo brzydki,
i kurzem był i pająkiem –

już po wszystkim – żegnaj, istoto,
do zobaczenia gdzieś w dzikości.

(Za oknem maszerują różowe słonie.)

Niepamięć

Tam, gdzie biegałem po polach
i kładłem się w trawie,
zapuszczałem cichutko korzenie,
są bunkry wysokie i szklane obłoki.

W nich i pod nimi schowani przed wzrokiem
ci, którzy tu przybyli na okrętach czasu.
Podbili zagajniki, zgrabili sad, ogród.
Co było do zrównania – zrównali,
co było do wybujania – wybujali.

Zamienili niewiadome na dobrze im znane,
zapomnieniu oddali miejsca i przyczyny.
Tu, gdzie byłem maleńki jest ogromna dziura
wypełniona po brzegi betonowym żalem.

Świecą tu latarnie ognisk z kartoflami,
rozkwitają witryny kwiatów na jabłoniach,
samochody mają swoje pszczele ule,
jazgocze ulica szczekaniem z łańcucha.

I czuję się oderwany od miejsca i drzewa.
Kiedy patrzę na zmiany i zmarszczki, i niebo.
Nawet zapach jest inny i dotyk jest zimny,
i unosi się pamięć latawcem w przestworza,
i unosi mnie pamięć w niepamięć –
wyżej, wyżej i wyżej niż brzoza.

 [display_podcast]

Utopia

Boga nie ma, a więc internetu
nie wynaleziono ani
nie skonstruowano
wielkiego zderzacza hadronów,
który służy do mszy
na chwałę Boga.

I nie ma tych wszystkich
katedr i posągów,
nie ma dział ani dzieł sztuki.
Nie istnieją granice,
do przekraczania zaś jedynie strumień.

Dzieci się rodzą bezboleśnie i nigdy
nie popełniają błędów, później
nie błądzą, bo wszystkie drogi
są proste, a lasy pełne światła.

Dziwią się zwierzęta,
że zabijamy z konieczności,
płacząc nad każdą śmiercią
jak nad swoją własną.

Tylko niebo jest nadal błękitne,
a nocą świeci księżyc
i tęsknią do nas gwiazdy.

Wszyscy jesteśmy Minotaurami

Mamy swoje labirynty, po których poruszamy się
nie podejrzewając możliwości ucieczki.
Spełniamy swoją ofiarę niedoskonałości,
braków doszukujemy się u innych,
nam podobnych.

Czasami zdarza się, że budzimy w sobie mit
o niezwyciężonej doskonałości. Ułomność
uznajemy za dar.

Im bliżej wyjścia, tym bardziej
oddalamy się od niego, bo bliższa nam idea
wybawienia z obcej, choćby boskiej ręki.

Wierzymy, lub tylko chcemy uwierzyć;
żyjemy, lub zaledwie chcemy przeżyć;
czekamy jednak prawdziwie.

Nawet, jeśli nie ma tutaj ścian,
nawet, jeśli nie ma się o co oprzeć.

Werdykt

Do największych hitów tego reżysera
zaliczyć można takie dzieła jak Zwierzenia zwierząt,
Ekspansja zieleni, pełen uroku Błękitne i białe,
czy owiany tajemnicą obraz Płynność i stałość.

Od wieków jednak z bezwzględnym podziwem
możemy oglądać serial o fabule tak skondensowanej,
że każda minuta z jego obcowaniem przynosi nowe,
nieznane odczucia.

W Ludzkości mamy wszystko
czego nam potrzeba:
namiętności, zbrodnie, subtelne relacje
między tym, co ważne, a błahością wzruszeń
nad losem psa, czy kota.
Wichry i pożogi, rozstania, powroty,
kosmiczne “dlaczego”, oraz ziemskie “nie wiem”
po raz milionowy te same pytania,
nieustanne poszukiwania odpowiedzi na nie –
całość sprawia, że z prawdziwym żalem
kiedyś trzeba będzie wyjść z kina
z niedosytem, z brakiem wiedzy
co się stanie dalej.

Ten wybitny autor pracował z gwiazdami większego kalibru
niż wszystkie nam znane z Ludzkości,
ale, jak mówi, “choć aktorzy marni, czasem zapomną roli,
nierzadko kapryśni, to właśnie ten serial
ze wszystkich najbardziej
przypomina mi ile jeszcze do zrobienia,
ile do napisania, ile do stworzenia –
byle starczyło czasu, bo warto na pewno.”

Akademia przyznaje dzisiaj tę nagrodę
za zasługi wszelkie, za wkład, et cetera.
Jak zawsze będą głosy, że może na wyrost,
ale Akademia to też tylko ludzie
i pomyłka, jak wszędzie, i tu zadarzyć się może.