Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Wypalenie

Chciałoby się zagrać jedną z głównych ról,
ale coraz bardziej nie ma mnie wśród statystów.
Jestem tylko widzem przedstawienia.

Przykuty do fotela, bez możliwości ruchu,
powoli tracę słuch. Wkrótce absolutnie
pożegnam się z możliwością widzenia.

Niepotrzebny bycie, kurzu, pyłku, kruszyno,
jednak lśnisz w promieniu światła.
Dopóki jesteś i ono jest – nim stanie się
ciemność.

[display_podcast]

Niewinność

Za całą zbrodnię, za powinność
bycia kimś innym, za obyczaj
konkurencji, za wczorajsze dni,
za jutrzejsze dzisiaj –

odpuść nam nasze winy.

Za dziecinną wiarę, za niczym
nie skrępowaną ufność, panie,
za nienasycenie, pragnienie,
za każdy rzucony kamień –

odpuść nam nasze winy.

Za zamknięte oczy, za nieobecność
po właściwej stronie, za tęsknotę
do rzeczy mniej świętych, za święte
oburzenie, złe chęci –

odpuść nam nasze winy.

Za każdy dzień, za każdą noc,
za patrzenie w księżyc, gonienie wiatru,
za cień do ukrycia, za żal do życia
i za to, że nie modlitwa, ale żądanie –

odpuść, jak i sobie odpuszczasz
nas, małych niewiernych, panie.

[display_podcast]

Z zapomnianej ziemi

Z zapomnianej ziemi zapomniane listy
przychodzą i odchodzą – z pamięci w niepamięć.

Ludzie, którzy tu żyli w zapomnianych domach
w zapamiętaniu pielęgnując ogród i rodziny,
bliskich mając na wyciągnięcie skamieniałej ręki,
obcych jak księżyc, dalekich lecz wiernych,

byli i odeszli.

Czasem, kiedy zamykam oczy, słyszę ich modlitwy,
próbuję znaleźć odpowiedzi na ich wątpliwości.
Potem spisuję nieporadną próbę rozwiązania –
wysyłam w poczcie zwrotnej dręczące pytania.

[display_podcast]

Tkliwość

Przezimowało a teraz się budzi.
Czy coś się śniło, dręczyło koszmarem?
Czy unosiło się nad miastem, bez grawitacji,
napędzane wiatrem przemierzało każde lewo i prawo?

Jak bardzo schudło, utraciło ciężar,
pozbyło się nadmiaru? Czy zamarzło, biedactwo?
Czy znalazło w porę schronienie
pod kożuszkiem z liści?

Teraz dokonuje niezbędnych zabiegów,
aby się dostosować do kanonów piękna –
tutaj przyczesze piórko, tutaj śmignie chyżo,
rozgrzewa się w promieniu, unosi oddechem.

Nasze maleńkie współczucie, przywrócone szczęście.

[display_podcast]

Spójność

Moja prawa ręka w twojej lewej dłoni.
Ważysz złe i dobre, nie odpuszczasz.

Jesteśmy spokojni patrząc na horyzont.
Dojdziemy. Gdziekolwiek ta droga,
ocean, przestworza – dojdziemy,
zostawiając zmysły, świat mając zapisany
w spadku po bezdrożach, big bangu,
stworzeniu, siedmiu dniach, latach
tłustych, niespełnionych pragnieniach,
spełnionych przepowiedniach,
po wszystkich wcześniej nieznanych
istnieniach, nieistnieniach.

Bo jesteś we mnie krwią swoją,
a ciało twoje jest moim domem.

[display_podcast]

 

Droga

Oto jest droga prosta
co do prostych rzeczy wiedzie.
Do miast o prostych nazwach,
z murami prostymi. Za nimi
mieszkają bardzo prości ludzie.

I choć prosta, to idzie
jakoś wyboiście.
I choć prosta, to wy boicie się
z iście skomplikowanym
podejściem do życia.

Nie wszystkie cele to szczyty,
które trzeba zdobyć. Czasem
wystarczy wiatr na twarzy,
czasem nic więcej nie trzeba,
a wszystko się zdarzy.

Symbioza

Kim jest ten, który idzie po mej drugiej stronie?
Ma równie szare oczy, takie same dłonie? Czy je składa
do modlitwy, czy jak ja do ciszy? Ma jakieś imię inne,
minione dzieciństwo? Co go spotkało, a co jeszcze przed nim?

Widzieliśmy oboje inny, czy może ten sam
w ciężkim bezruchu zagubiony księżyc?

Dokąd on pójdzie, gdy mnie tu nie będzie?
Opłacze brak, czy z braku znajdzie sobie nowe
miejsce do bycia? A może stanie się stroną pierwszą,
a nie pasożytem przyklejonym do pleców, tyłu głowy, życia?
Może odkryje w noc bezwietrzną, że coś się porusza
w nim, za nim, tuż obok?

Jakby się powoli podrywał do lotu strzęp papieru,
na którym nie zapisano niczego z jego nieistnienia?

Empatia

Oddaliśmy w niewolę nasz stoicki spokój,
nieleczony rozsądek ma się co raz gorzej.
Wciąż uogólniamy co tylko możliwe:
małe nieszczęścia, nieduże tragedie.
A kiedy przychodzi koniec świata
– bo to zawsze jest koniec świata –
potrafimy mimo wszystko tak pięknie
współczuć.

Potem się podnosimy – raz wolniej,
raz szybciej – po cudzych upadkach.
Jeśli o nas chodzi – w tych przypadkach
walą się w gruzy nieba i nawet
dziewczyny ze wsi Karyai tego nie udźwigną.