Tam, gdzie biegałem po polach
i kładłem się w trawie,
zapuszczałem cichutko korzenie,
są bunkry wysokie i szklane obłoki.
W nich i pod nimi schowani przed wzrokiem
ci, którzy tu przybyli na okrętach czasu.
Podbili zagajniki, zgrabili sad, ogród.
Co było do zrównania – zrównali,
co było do wybujania – wybujali.
Zamienili niewiadome na dobrze im znane,
zapomnieniu oddali miejsca i przyczyny.
Tu, gdzie byłem maleńki jest ogromna dziura
wypełniona po brzegi betonowym żalem.
Świecą tu latarnie ognisk z kartoflami,
rozkwitają witryny kwiatów na jabłoniach,
samochody mają swoje pszczele ule,
jazgocze ulica szczekaniem z łańcucha.
I czuję się oderwany od miejsca i drzewa.
Kiedy patrzę na zmiany i zmarszczki, i niebo.
Nawet zapach jest inny i dotyk jest zimny,
i unosi się pamięć latawcem w przestworza,
i unosi mnie pamięć w niepamięć –
wyżej, wyżej i wyżej niż brzoza.
[display_podcast]
Pięknie ta tęsknota szeleści nad Tobą…