Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Seks na wesoło

Już od dłuższego czasu zastanawiasz się, jakie nowe pomysły wnieść do swojego życia intymnego? Czy chciałbyś oderwać się od rutyny, ożywić swoje związki i czerpać jeszcze większą radość ze wspólnych chwil? Nasz przewodnik jest właśnie dla Ciebie!

Książka „Seks na wesoło. Ilustrowany przewodnik dla zakochanych” zawiera praktyczne, trafne i inspirujące porady, które odmienią Twoje życie e*otyczne. Odważ się spróbować czegoś nowego, odnajdź swoje fantazje i przełam swoje bariery. Dzięki tej książce odkryjesz, że seks może być nie tylko intensywny i pełen pożądania, ale również zabawny, ekscytujący i niesamowicie twórczy.

https://easl.ink/HEFZP

#love #miłość #ebook #kocham #hashtag

Przeczytaj uważnie..

Wskutek demokratycznych wyborów Prezydent RP powołał lidera zwycięskiej większości parlamentarnej na stanowisko premiera Rady Ministrów.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego dokonuje zmian w strukturach zarządczych telewizji publicznej TVP.

Zdaniem ugrupowania. które wskutek demokratycznych wyborów zostało odsunięte od sprawowania władzy oraz przez Prezydenta RP, który wręczył teki ministrom, zmiany kadry zarządzającej TVP dotyczą „nielegalnie przejętej telewizji publicznej”.

Prezes największego obecnie ugrupowania opozycyjnego w parlamencie nazywa z mównicy sejmowej premiera Rady Ministrów „niemieckim agentem” i nie respektując decyzji rządu oraz wyników demokratycznych wyborów oskarża go o zamach stanu.

Jest koniec grudnia dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku w dużym europejskim kraju.

Analfabeci

Nie jestem w stanie pojąć skąd w dzisiejszych czasach tylu analfabetów nie potrafiących czytać. Skąd ta obfitość matołów, dla których pismo obrazkowe jest jedyną formą komunikacji graficznej. Skąd wreszcie ten absolutny brak umiejętności czytania logicznego, wyciągania wniosków, nie wspominając o cierpliwości koniecznej dla przebrnięcia już przez trzecie zdanie tekstu, nie wspominając o potencjalnym szóstym akapicie czy dziewiątym rozdziale….

Kiedy tak patrzę na półkę z książkami, aż strach pomyśleć dla kogo napisano biblię.

Książka bez okładki

Śmierć jest wyjątkowym momentem w życiu. (Dla tych, którzy uważają, że jest płci żeńskiej: Śmierć jest „wyjątkową chwilą” w życiu). Bez względu na poprawność polityczną i na moje prywatne szczęście, w tym przypadku Dyktator Feminatyw na grande finale mojego życia wziął sobie wolne. (Nota bene jak na swój charakter i pełnioną funkcję, Feminatyw urodził się i umrze jako rodzaj męski.)

Spróbuję teraz napisać o co mi chodzi beż używania tych wszystkich wymyślnych słów…

Kiedy przychodzi umieranie, także wtedy, kiedy trwa ono wiele dni, miesięcy, czy w nieskończoność, okazuje się, że nie mamy czasu, aby nad nim pomyśleć, zastanowić się, aby je należycie przeżyć. Dlatego właśnie, wbrew obowiązującej modzie nakazującej myślenie pozytywne i zupełnie niezrozumiałe w tym kontekście zalecenie Kartezjusza „carpe diem”, myślenie o śmierci powinno mieć w naszym życiu swoje miejsce i swój „poświęcony i uświęcony” czas.

Przede wszystkim dlatego, że jest o czym myśleć i jest też powód, dla którego warto myśleć o śmierci. Po pierwsze bezmiar niezbadanego oceanu, który, jak Krzysztof Kolumb na pokładzie Santa Marii, przemierzamy od brzegu do brzegu. Gdybyśmy nie wyruszyli (intelektualnie) w tę podróż, to nie mielibyśmy szansy, aby odkryć swój nienazwany ląd, a przecież większość zbawiennych dla ludzkości rzeczy zostało odkrytych przez przypadek (skądinąd nieistniejący!).

Po drugie bez zrozumienia, a w zasadzie bez próby zrozumienia śmierci – jej fizjologii, czym jest, jaki jest jej charakter i jakimi rządzi się prawami – życie jest niepełne, jest jak książka bez okładki. Co ważniejsze, we wszystkich przemyśleniach dotyczących konsekwencji śmierci nie odnajdujemy odpowiedzi na pytania dotyczące, nomen-omen, życia, czyli co po nim, a także co przed nim. Mówiąc zwyczajnie: skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy, a przecież, o czym warto pamiętać, także w podróży obowiązuje zasada, że najbardziej udana improwizacja jest wtedy, kiedy jest dobrze przygotowana. Inaczej mówiąc: należycie zaplanujcie swoją podróż, załóżcie odpowiednie buty, przygotujcie się na wszystkie niespodzianki, które mogą Was spotkać na każdym z etapów podróży łącznie z jej końcem. Pozornie wieje nudą, ale możecie być pewni, że to od Was zależy, jakimi oczami będziecie oglądali mijane przez Was pejzaże i na którym z kamieni postanowicie przysiąść, aby uraczyć swoje podniebienie wyjętą z pudełka czekoladką, a i tak, możecie być pewni, życie nie raz, znajdzie sposób, aby Was zaskoczyć. Śmierć także. Pomyślcie o tym.

Zanim będzie za późno.

Szczury na Broadwayu

Kiedyś na Ziemi wszystko było wielkie,
choć nie zdawało sobie sprawy
ze swojej wielkości.
Wielkie były paprocie i inne rośliny,
zwierzęta były wielkie, w tym dinozaury
i inne czasami odnajdywane skamieliny.

Kiedyś na Ziemi mieszkali giganci.
Ci dopiero mieli gigantyczne stopy,
siedmiomilowe penisy i nade wszystko
prawdziwie olbrzymie serca.
Giganci, czego się nie tknęli,
podnosili do potęgi.
Pisali monumentalne wiersze
z gargantuicznymi rymami jak Clarus Mons.
Wyjątkowe w nich były zachody słońca,
najsłodszy był miód, koniczyny
wielkości filodendronu zawsze miały
niebosiężne pięć płatków.

Śmiesznie mali ludzie, odkąd się pojawili,
usiłowali zniwelować cyklopowy dystans.
Swoją małość pomnożyli przez
monstrualne ambicje.
Nic nie może się równać kurduplom.

☆☆☆

W Nowym Jorku
żyją największe szczury na świecie.
Ich opasłość sprawia, że poruszają się
z trudem. Zdarza się, że zasypiają
gdzieś przy murze. W sieci
prawdziwa obfitość wielkich poetów
jest równie liczna, jak grono krytyków
wszystkiego. Osiem miliardów małości
dało nam tyluż wodzów, żołnierzy,
polityków, uczonych, kochanków,
specjalistów od wszystkiego,
w tym adeptów sztuk, prawników
i lekarzy każdej specjalności.

Jeśli coś przyjdzie zapamiętać
unplugged, potomni, oprócz poległych
za Spartę, wspomną gigantyczne szczury
śpiące na ulicach Nowego Jorku.

Habibti

Stałaś się, habibti, przez sen,
zastrzyk podskórny. Rozlał się.
Byłem niewidomy.

Pośród nocy czarnej i długiej
z nieistniejącej gwiazdy białe światło
upadło na upadłego.

I wyrosło tak nagle, a jego cień
mógł schronić jedynie nas dwoje.
Przed światłem i światem.

W mieście bez poezji byliśmy poezją.
Szliśmy ulicą bez drugiej strony,
po naszym brzegu rzeki.

Byłem niewidomy, habibti,
kiedy Cię dotknąlem, habibti,
pod nieboskłonem.

Powiedz że jest nam dobrze
w tym cieniu, w tej nocy, niespełnieniu.
Powiedz.

CZARNO-BIALI

Bohaterowie starych fotografii
mają na własność zatrzymany kawałek
świata. Nie tak jak my, którym czas ucieka między palcami.

Bohaterowie starych fotografii
swój kawałek świata maskują sepią,
a oni sami, ich dzieci, psy i konie zawsze
są czarno-białe.

Nie to co my, którzy z czasem
uczyniliśmy coś niewybaczalnego, mianowicie
rozpędziliśmy go do takich prędkości,
że mimo braku filtrów tutaj nie widać

co jest czarne, co białe, a kontury twarzy
na wszelki wypadek zacierają się
z konturami okien, drzwi, wszelkich granic.
Tutaj już nie ma znaczenia co dzieje się

teraz, a co wydarzy się jutro. Zło,
którego nie dostrzegliśmy wczoraj,
jaki kolor nada twojej twarzy?
I jeszcze ta nienawiść pozbawiona antidotum.

Bohaterowie starych fotografii
niekiedy ujęci są w ramy. Zdarza się,
że ktoś z pamięć żyjących ksiąg
wygrzebie i ponazywa ludzi, rzeczy,
jeśli są i inne szpargały.

A wtedy inny ktoś, choćby był prawie dzieckiem,
zatęskni. Przestanie mieć znaczenie
podział ról i czy w dramacie postać
miała cokolwiek do powiedzenia.

Izolatka

Między rzeczywistością szpitalną,
czyli miejscem, w którym lekarze
robią co mogą, a pacjenci
przychodzą i odchodzą,
a światem zewnętrznym,
czyli miejscem, w którym ludzie
robią co chcą, albo nic sobie nie robią
i nie wiedzą już co jest ważne,
jest wąska szczelina,
w której jestem ja.

Od obu rzeczywistości oddzielają mnie

szyby. Patrzę.
Poruszam się w mojej szczelinie.
Docierają do mnie obrazy zza szyb.
I dźwięki. Dość szczelnie mi tu jest.
Lecz do cie ra ją do mnie. Powoli

staję się.

Cześć niepamięci

Mendno polska, szefie, kolego z pracy,
przechodniu przez park po godzinach czuwania,
obleśny polityku, dziwko dziennikarska,
kaczko przyzwoitości na falach dumania
i ty, mickiewiczowsko-smarzowszczowska
beznadziejna chwało…

Osobna kategorio ludzi,
mających być nago, chodząca w purpurze,
wy, którzy na tacy ważycie złote serce,
a kiedy w wonne wzięte wasze ręce
staje się najmarniejszym guanem;
którzy za wzór cnót
ostatnie uczyniliście innym
sprzedajność, marność, zakłamanie.
Wy, nadzwyczajny klubie,
z choreografią spotkań, osobnym językiem,
z penisami sterczącymi na każdą pogodę,
z frazesem, freskiem, fraszką, fularesem,
z jednym okiem otwartym, a drugim zamkniętym,
z jedną ręką na wwschodzie,
a z drugą na wzwodzie…

Niech wam jaja z korzeniami wyrwie.
Niech wam oczy zajdą wybroczyną mroczną.
Niech wam nikt prawdy ni kłamstwa nie powie.
Niech wam żołądki się zwiną krwią, spermą i silną.
Niech wam dzieci i żony mchem porosną, gliną.
Niech wam więcej nie stanie przed oczami cud

bosych stóp, nie większych niż dłoń.
I nie zabrzmi wam dźwięk tej piosenki.
Niech wam wschodów i zachodów,
nowiów i pełni poskąpi dobry Bóg.
A na koniec, żebyście piołun nie miód.
I z tym posmakiem goryczy
żebyście wreszcie-nareszcie zrozumieli jak bardzo,
wręcz namacalne, strukturalnie, dogłębnie,
jak u jakiegoś Kanta czy Freuda,
albo zupełnie płytko, jak płytkie czasami
bywają morza-niemorza – żebyście to,
do kurwynędzyniebieskiej, pojęli jak dziecko:
jak bardzo jesteście nikim, jak małym,
jak bardzo małym człowiekiem z dość okrutnie
śmierdzącym oddechem,
z nie dość dogłębną bruzdą na czole,
zawzietą gębą, zaciśniętymi zębami pitbula,
z mentalnością szczura, karaluchy, odpornego
na napalm i filipiki zwyczajnego, pospolutego gnoja.
Jak bardzo-bardzo jesteście mi nikim.

Choć niewiele potrzeba rzeczy, słów,
by przychylność niebieskich stała nam otworem wrót,
to w całym waszym niepojęciu cnót
wyższych niż melodyjne pierdnięcie żuczka gnojnika,
obraz lasu wam się zaciera, drzewo znika.

Toczcie swą kulkę, poeci od A do Zet,
popychajcie rozdwojonym językiem
podstarzałe stylistki, ropuszki,
otoczone bańką narkolepsji idiotki.
Wciskajcie mądrość ludową w walce
o najszybsze palce, o wizję jedynie słuszną,
o całą waszą kulki wartą prawdę.

Cześć niepamięci!
Potem order, puszczone oczko, jakiś pomnik
i gówno…

Trzecia w nocy

Przyszedłem na świat o trzeciej w nocy.
Nic dobrego z tego nie będzie, powiedział
mój ojciec niebieski.
Moja matka śmiertelna, Nadzieja, zawsze
dawała wszystkiemu drugą szansę.
Nawet ziemniaki odgrzewała jak mantrę;
chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…

Którzy mieli odejść, odchodzili w południe,
ci, którzy mieli zostać nie rodzili się wcale.

Lubię siadać przy stole o trzeciej w nocy.
Wtedy spokój jest niezakłócalny.
O trzeciej w nocy tylko pies w domu ludzi
patrzy na mnie
jakby mnie rozumiał.