Archiwum kategorii: Wiersze

Mecz

Schodzi Miłosz, na jego miejsce Dehnel.
Trzyma się przy piłce, podaje do Dyckiego.
Ten idzie skrzydłem, lecą pióra.
Przerzuca do Maliszewskiego.
Szeroką metaforą nadciąga Świetlicki,
przejmuje ciężar gry, wymienia
krótkie porównania z Różyckim.
Rozgrzewa się Kapela, ale raczej
nie wejdzie, może na ostatnie pięć minut
zastąpi Pasewicza, który trzyma formację.

Chociaż naśladowanie najlepszych graczy
z zagranicznych lig nie wychodzi dobrze,
to jednak gra się układa.
Repertuar jest całkiem bogaty.
Tu i ówdzie zdarzają się błędy,
faule (jak te Dehnela),
czasem gubią się zawodnicy
i brak im kondycji.
Od czasu do czasu któryś walnie
sążnistym epitetem.
Czy wystarczy im siły na dogrywkę?

Zza bocznej lini czirliderki
Hamkało i Podgórnik wspomagane
przez walącego w bębny Sosnowskiego,
dmącego w puzon Winiarskiego,
dają niezły doping; do rymu
skanduje Fietkiewicz-Paszek.

W strefie kibica różni bezimienni.
Wszyscy tu znają się na piłce lepiej.
Każdy, wiadomo, jest selekcjonerem.

[display_podcast]

Naiwność

Kiedy zawalą się słowa, runą i opadnie kurz znaczeń,
znowu zobaczymy błękit i obłęd obłoków. Będzie inaczej.

Potem schowamy się w jaskiniach. Namalujemy pierwsze obrazy.
Rozpalimy ogień. Będziemy znów bliscy sobie, nadzy.

Nauczymy się mówić prawdy proste bez skrępowania,
nauczymy się nazywać rzeczy na nowo, z umiłowaniem.

A kiedy zapadnie noc, to będzie zwyczajna noc.
Gwiazdy będą gwiazdami, a księżyc księżycem –

niczym więcej. Będziemy się uczyć śnić nowe szczęście.

[display_podcast]

Niedokończenie

Po obiedzie zostają niezmyte naczynia,
zapach w kuchni, który wnet się rozwieje.
Suszy się pranie i ręcznik. Szczotka
nie gubi włosów, a poduszka kształtu.

Jutro nie zadzwoni, tak jak obiecała,
wszystko co jest, to wczoraj.
Tylko fotografia będzie coraz starsza
i miejsce przy stole wciąż tak samo puste.

Wychodząc z domu nie zamyka okna.
Nie zanosi się na deszcz, a wróci za chwilę.
Na wszelki wypadek pomaluje usta.
Nigdy nie wiadomo, kogo może spotkać.

[display_podcast]

Opozycje

Spośród wszystkich najbardziej oczywistych opozycji
wyjątkowo podoba mi się kontrast między tobą a mną.
Podczas, gdy jesteś ledwie wzrosłą, zieloną łodyżką,
ja mam od dawna zdrewniałe, rozsiane, lecz wciąż
jako takie pojęcie.

Na przykład o szczęściu wiem tyle, ile trzeba
do poczucia braku. Bycie ptakiem w klatce
ze strun czasu, na których jedną nutę
wciąż wygrywam, przegrywam, rozgrywam –
zrywam się, ale klatka trzyma skutecznie.

A ty się kołyszesz, unosisz na wietrze
swoje listki, ździebełka, lekkie płatki kwiatów.
W nocy, kiedy głęboki cień zatapia powodzią
ciebie, mnie, kamienie – wszystkie rośliny
są czarne. O obecności ptaków może świadczyć tylko
rozszarpana mysz na ścieżce, dotyk skrzydła
i zgubione pióro upuszczone z wdziękiem.

Kiedy przychodzi ogień z lekką mgiełką dymu
więdniesz. Ja trzaskam wysokim płomieniem
unosząc wysoko z żywicznym zapamiętaniem
gęste kłęby krzyku.

[display_podcast]

gorące niusy (karuzela z sieci)

gorące niusy (karuzela z sieci)

nagie gwiazdy w ciąży, modelki w łaskawości photoshopa
w nieprawdzie doskonałe, ale to przecież nic ciekawego,
bo nowa superaspiryna wyleczy jedenaście rodzajów raka.

jeśli do tej pory czarny, skórzany top kojarzyłeś wyłącznie
z garderobą dominy, już najwyższa pora na zmianę poglądu.
czas ów H&M włączyć do wiosennej kolekcji – wyjątkowość
linii pleców i forma wydobędzie z ciebie kształty klepsydry.

ponoć polskie dzieci piją na umór i są w czołówce europy,
a polscy studenci poznali miau-miau; euforię niby zakazaną
w UK – jednak dostępną i w sieci, i na zwykłej, ciasnej ulicy.

naukowcy nie próżnują. na tropie boskiej cząstki pamiętają,
że nie można zaniedbać komórki boga, bo ta równie ważna
i póki co bardziej macierzysta niż szukanie bozonu Higgsa.

wróciły skowronki i spacery po śpiącym polu nabrały sensu.
_________________

lamentacja przetrąconej

lamentacja przetrąconej

nie. nie szukam słów, co kłamią każdym kolejnym wersem.
tak. budowałam dom. śnił się, gdy ranek zapachniał kawą.

tak. byłeś tu ostatnio. marzyłam cię. – czego chcesz śnie?
a może byś wpadł na jawie i zapytał: – jak się dziś masz?

jak się mam?

pomyśl: wpędziłeś w oczy natrętny majak, ale to nic, nic.
pęd gałązki oliwnej skrapiam sokiem gasnącego alleluja.

dziś na ławce, w minutę do ciebie – pies szalał z radości.

04.04.12

Zapalenie duszy

Ciszej i ciemniej. Wciąż i wciąż.
Rzeczy obędą się beze mnie.
Krzyczy w środku, tak, żeby nie bolało,
a boli. Zaciskam powieki.
Tak już zostaną jak legły,
w bezsilnej chwili rzucone kamienie,
tak między nimi wystrzelą osty i pokrzywy.

W powietrzu jest jakiś brak powietrza
i we mnie aboslutny brak miejsca,
w którym mógłbym się położyć
i usnąć.

[display_podcast]

Nie do opisania

Od nieba mam oczy, od ziemi przyszłość.
Wiatr jest moją ucieczką, ogień to nicość.

Przychodzą do mnie złodzieje snów.
Co było ukryte staje się hałaśliwe.
Tylko dwoje oczu, przez które można zobaczyć,
jak przez lornetkę, odległe pejzaże –
są ścieżki wąskie i kręte,
są łąki wybujałe kwiatem i chwastem,
jest ocean z ogromem nad i pod
i jest biała plama, której nie można zapisać –

[display_podcast]

Pytam o złote kaczeńce .z cyklu ,, Rozwiewa wiatr ”

W twoim ogrodzie złote kaczeńce
dawno straciły swój blask
zwiędłe liście zwróciły ku słońcu
w ostatnim geście pożegnania
wiosennej ciszy

Rozsypały się drobne płatki
na soczyste trawy
skonały żółte refleksy
niespełnionych marzeń

Tak właśnie umiera nadzieja

Przyjdziesz z nowym bukietem złudzeń
pod próg mego istnienia
czy wypijesz mój żal
zlepisz rozproszony czas

I zaprosisz złote kaczeńce
by z kolejną wiosną
rozkwitła stałość
naszych wspólnych lat

Czy tylko bukiet złudzeń
mam wkładać nieustannie
w rozbity dzban
jałowych dni