Ledwie zielone, ledwie od ziemi odstaje,
tyle, co wzrosło, uniosło się ciekawie,
a kłapie ostrymi jak ironia, albo zrządzenie
zębami.
Miało być kwiatem, miało być owocem,
miało do słońca wznosić swe ramiona drewniane.
Miało być kołysane, miało być ostoją,
dziecięciem światła i podporą oraz matką cienia.
Jest cieniem, w którym skrywa się cała ociężałość
i lekkość pierworodnego grzechu.
Wkrótce oplecie wszystko, czego sięgnie,
rozerwie dla rozrywki na strzępy,
rozszarpie dla Harpi na ochłap,
na dźwięki.
Już biją dzwony.
Stary zakonnik niesie w dzbanie wodę.