Stare fotografie,
jeszcze w wersji papierowej,
jedną po drugiej trawi ogień.
Trawi w popiele powidok.
Zręczny ten artysta i jaki poręczny!
Wystarczy iskra. W chwilę
pozbawia mnie artefaktów wydarzeń,
co do których lepiej by było, żeby
zdarzyły się komuś innemu.
Kto wie, może byłby szczęśliwy,
bo właśnie odnalazł kogoś i coś
z nim robi? Planuje, organizuje,
jest mu jak nigdy wcześniej
i jak zawsze potem?
Niczego nie niszczy, nie krzywdzi,
nie kłamie kiedy mówi, nie odwraca
wzroku. Ale nie zawsze
tak było. Ogień najpierw
wywołał do życia, a później
utrwalił. Na szczęście dla chwili,
na nieszczęście wieczne.