Archiwum kategorii: Wiersze

Przez chwilę

Wciąż nowi idą noga za nogą,
przekraczają progi, znikają za drzwiami.
Nie tak jak kiedyś tłumnie i masowo.
Rozproszeni po miejscach,
rozsiani po czasie,
przechodzą.

Znajome twarze, nieznajome twarze.

Zawsze przedwcześnie i zawsze nie w porę.
Ciągnie się za nimi cichy welon smutku.

Druhny go unoszą, otrzepują z kurzu,
oddają co cesarskie, co boskie, co ludzkie.
Jak cień podążają, jak ciemność tężeją.
Miarowo, bezbłędnie pochłania ich wieczność.

Jakże dobrze jest obok tego korowodu
stać, patrzeć.
To oni, im, jemu,
nie nam się zdarzyło.

Jakże dobrze jest śmiać się,
choć czasem
na siłę.

Chwasty

Nie ma zła ani dobra. Po prostu bywa różnie.
Tak przynajmniej mówią w filmach.
W różnych filmach.
W dobrych i w złych.
W tym paradoksie.

Różność poróżnia, różność zwycięża.
To, co różne na próżno szukać
pomiędzy różnymi.
Nawet, jeśli opowiedziane w różnych językach,
nawet jeśli ma te różne odcienie,

brzmi przeróżnymi dzwonkami, miedzią, cymbałami.

Po ulicach chodzą,
na ławkach siadają,
mają troski i radości,
śpiewają i milczą,
tańczą motylami,
szarżują szarańczą,
rodzą się, umierają,

różni pomiędzy różami.

Komuś innemu

Stare fotografie,
jeszcze w wersji papierowej,
jedną po drugiej trawi ogień.
Trawi w popiele powidok.

Zręczny ten artysta i jaki poręczny!
Wystarczy iskra. W chwilę
pozbawia mnie artefaktów wydarzeń,
co do których lepiej by było, żeby
zdarzyły się komuś innemu.

Kto wie, może byłby szczęśliwy,
bo właśnie odnalazł kogoś i coś
z nim robi? Planuje, organizuje,
jest mu jak nigdy wcześniej
i jak zawsze potem?
Niczego nie niszczy, nie krzywdzi,
nie kłamie kiedy mówi, nie odwraca
wzroku. Ale nie zawsze

tak było. Ogień najpierw
wywołał do życia, a później
utrwalił. Na szczęście dla chwili,
na nieszczęście wieczne.

Compact camera

Jutro będzie koniec świata,
a pojutrze dzień po końcu świata.

Jutro umrę.
Pojutrze pójdę do kina.
Na film o tym, jak umarłem.

Wokół będą inni, którzy, jak ja,
obejrzą film o tym, jak umarli.
Będą jedli popcorn i pili colę.
Będą się śmiać trochę,
pogadają też trochę.

Wszyscy powspominamy przedwczoraj.
Jedni szeptem, inni całkiem głośno.
Potem nas wywiozą.

Za oknami bez okien w bydlęcych wagonach
poszybują obłoki. Na śniegu sroki.
Potem pociąg stanie, a czas przyspieszy.

Wymyślą seriale i teleturnieje,
otworzą bramy internetu i supermarkety.
Ktoś będzie miał sen, kogoś zabiją.
Będą zabijać. Będą rozdawać karabiny,
jedzenie, wykopią studnie i zbudują szkoły.
Czarnobiały film nabierze kolorów.
Najpierw wymyślą czerwony – żeby krew.
Potem zabiją czerwonych, którzy zabili.

Na koniec przyjdą turyści.

Z czasem wszystko wróci do normy

Samica człowieka zostaje zapłodniona przez samca
i zachodzi w ciążę, która potrwa około dziewięciu miesięcy.
Zakończy się porodem i wpisaniem do różnych dokumentów
kolejnego człowieka.

Samica i samiec będą się opiekować swoim szczenięciem,
będą nad nim czuwać, chronić je. W jego obronie
będą zdolni do największego poświęcenia.

Jak wiele innych samic i samców przeżyją chwile
całkiem miłe, oraz pełne strachu, będą dni szczęśliwe
i te przepełnione troską.

Zdarza się, że zapłodniona zostaje samica-królowa.
Staje się to wydarzeniem godnym stworzenia wszechświata,
a oczekiwanie na poród jest jak czekanie na nadejście
Mesjasza.

Kiedy przychodzi ten dzień wszystkie planety
znajdują się we właściwym miejscu, słońce
delikatnie ogrzewa nawet najmniejszą roślinkę,
a zjawiska pogodowe sprzyjają radosnemu świętowaniu.
Ustają też wszelkie wojny, ludzie przestają umierać,
głodni są nakarmieni, chorzy uleczeni.

Samica-królowa rodzi swoje małe w mniejszych bólach,
a krzyk szczenięcia jest jak anielski śpiew.
Z krocza samicy-królowej najpierw wysuwa się główka
w koronie.

Kanaan

Słabi biją słabych.
Bezsilni biją bezsilnych.
Ogień gasi się ogniem.
Wojnę wojną.

Tylko kropla drąży skałę.

* * *

Mury oddzielają od murów.
Ludzie prześlizgują się tunelami.
Tunele czasami służą do przenoszenia
bomb.

Jedni ludzie budują innym domy.
Ziemia jest cierpliwa i żyzna
dla domów budowanych na niej.
Domy składają się z murów.
Do domów wchodzi się tunelami.

Na ulicach i placach rosną drzewa
po bombach.

Na nich błyskają światełka nadziei.

Od jeden do dziewięć doli

Ból bywa wyrafinowany.
Bierze w obroty każdy gram.
Handluje litością, kiedy odchodzi
na chwilę.
Odbiera z procentem, jak lichwiarz.
Uśmiecha się przy tym z politowaniem
i zamiast się uśmierzać,
on się przysiada na łóżku
i ani mu w jego bolącej głowie
zasnąć.

Nie ma nic godnego
w tej wariacji.
Może z wyjątkiem obietnicy, choć
być może istnieje jakiś ból
po śmierci.

Dawid

Na co tak patrzysz, młodzieńcze?
Uffizi powstaną długo po twej śmierci,
lecz ty pewnie przyglądasz się pannom,
które pod czujnym okiem dworek
suną do katedry?

Kiedy ręka maestro odrzuci to, co zbędne,
a pył ostatni, z którego powstaniesz,
jak stoisz, opadnie,
zanim zastygniesz w wiecznym kontrapoście,
na Piazza della Signoria
tak wiele z nich wejdzie do Vecchio.

Właśnie rzucasz wyzwanie.
Wiekowy Goliat
nazwie cię obelgą.
Lata wojen niejedną mają liczbę.

Jeśli takie jest zło, takie jego czyny,
niech trwa godzina i za oknem chwila,
świadectwo ręki, która uczyniła
to piękno.

Jem jabłko, wypluwam pestki

Nie ma mowy, żebym zapuścił sobie śmieszną brodę.
Na przedwczesną śmierć też jest jakby za późno.

Więc mam ci coś o sobie opowiedzieć.
Piszesz, że na zdjęciu wyglądam całkiem
normalnie. Nie bierze mnie to, ale
niech będzie.

Jestem w wieku, mam wzrostu i ważę.
Oczy są w kolorze podobnie jak włosy.
Poglądy na teraz i plany na teraz.
Mieszkam przy ulicy, w mieście oraz w kraju.

Jak test na przydatność prostaty
mam i inne zalety.
Oddycham raczej, nie zużywam wiele.
Poruszam się bez przesadnej egzaltacji
i jestem oszczędny
w słowa.
Nie sieję wiatru,
raczej miarowo upływa
czas bez pośpiechu.
Śnieg pada bez znieczulenia.

No i nie, nie zarejstrowałem się
na portalu randkowym i nie szukam
drugiej połówki.
W ogóle skąd taki pomysł, żeby mnie pytać
czy mogę być twoją muzą,
czy zostaniesz moim wieszczem?

Poza tym jak się ma na imię Śmierć,
to czego, u diabła, ty się spodziewasz?

Antybiografia

Bez wstępu i posłowia, bez właściwego tekstu.
Są jedynie przypisy do stron bez numerów.
Zamiast okładki – daty,
tam, gdzie powinna być fotografia
i informacja o autorze,
jest jedynie biała plamka.

Tak długo uczył się żyć,
że w końcu postanowił to spisać.

Jeśli weźmiesz do ręki i mocno uderzysz
w stół, albo ścianę –
może coś się odezwie,
może spadnie
jakiś obraz, jakaś forma
przetrwania.