Archiwum autora: Ewa Korczyńska

Zanim miłość

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Jedziesz ślepym torem
przed siebie
dotykając tylko
mojej miłości

Małym kęsem
kosztujesz odmienność
uczucia

Tarzasz się w chłodzie
domowych zdarzeń
bo twoje sady
obsiadły gawrony

Białe podbródki
wystawiły ku słońcu
obserwując każdy twój gest

Wmanipulowany
w długie kapoty
czarnych ptaszydeł
stawiasz niepewne kroki
do miłości
bez wiary
bez nadziei

Otumaniony szary dzień
witasz trzepotem gawronich
skrzydeł

Zatrzymaj dla mnie
choć jedną chwilę
zanim miłość

rozwieje wiatr

Niechciane marzenie

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Jakże złudne są marzenia
kiedy księżyc z nocy cienia
wyłuskuje srebrne gwiazdy

Po co marzyć gdy o świcie
wita łąki mgła w błękicie

Zbiorę z nieba gwiazd promienie
wtedy się połączą cienie
i zatańczą nad polami
razem z mymi warkoczami

I ulecę ponad wody
bo nie będzie żal urody
gdy w błękicie złożę dłonie

Będzie mej wędrówki koniec
na tej ziemi na łaskawej
tam gdzie pachną wiosną trawy
kwiecie kwitnie to majowe
i słonecznik wznosi głowę
ku aniołom wprost do nieba

A więc się pokłonić trzeba
i dziękować za marzenia
za tą miłość za pragnienia

Wezmę wszystkie pieśni swoje
w nowe szaty się ustroję
i utopię sny w głębinie
z modrą falą żal odpłynie

I zatęsknisz za pieśniami
i złotymi warkoczami
każdy kwiat i zboża kłosy
przypomną Ci moje włosy

Trawa rosą znów zapłacze
cóż wybrałeś żyć inaczej
z chłodną gwiazdą
z mrokiem cieniem

a nie chciałeś być
z marzeniem

Bez wiary – bez nadziei

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Jedziesz ślepym torem
przed siebie
dotykając tylko
mojej miłości
małym kęsem kosztując
odmienność uczucia

Tarzasz się w chłodzie
domowych zdarzeń
bo Twoje sady obsiadły
gawrony

Białe podbródki
wystawiły ku słońcu
obserwując każdy twój gest

Wmanipulowany
w długie kapoty
czarnych ptaszydeł
stawiasz niepewne kroki
do miłości
bez wiary – bez nadziei

Otumaniony szary dzień
witasz trzepotem gawronich
skrzydeł

Zatrzymaj dla mnie czas
choć na chwilę
zanim miłość rozwieje wiatr

Poeto – może Przyjacielu

z cyklu “Rozwiewa wiatr”
Kazimierzowi Burnatowi

Dokąd zmierzasz
w cieniu białych brzóz
dziwny wędrowcze

Poeto – może Przyjacielu

nie wiem jeszcze

Szron barwi Twoje włosy
a mój złoty warkocz
płonie blaskiem
zachodzących jesieni

Dokąd idziesz

Poeto – może Przyjacielu

a dokąd ja

Modlitwy

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Totalna samotność
odbija się echem
po ścianach mojego serca

Idę wciąż pod górę
szukam słów modlitwy
by dotrzeć na szczyt
atakowana przez demony
pragnę dobra

Nie widzę sensu wizji
kochającego Ojca
na polu pełnym
jadowitych skorpionów

Chcę pokonać ból
i słabość myśli
bo nie mam już marzeń

Moja modlitwa
gorzką pieśnią
dżwięczy w głowie

Kocham kwiaty i drzewa
to mój cud spełnienia
i słodkie melodie

Boże – obłąkane modlitwy
ciemiężców płyną do Ciebie

Zmiłuj się – nie chcesz
nie karzesz
i nie miłujesz
bo stworzyłeś potwory

To są moje trudne noce
gdy księżyce budzą gwiazdy

Wplotę w warkocze
srebrzyste promienie
tylko krok do szczęścia

Zapadam się w siebie
bezgrzeszna
śnieżna
czysta – bo umiem kochać

Moja miłość
nie z tego świata
ale Ty dajesz mi tylko
gościnę

Pogodzę się z ciszą
i wybiorę nutę

dla siebie

Popielec

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Codziennie przemierzasz
ścieżki życia
te same drogi
poplątane ulice
kamienne schody

Wędrujesz donikąd
patrząc pod stopy
jak krwawią
czerwienią letnich
maków

Drażniące słowa
wystukują rytm
twej wędrówce

,, Z prochu powstałeś ”

Kim jesteś
pyłem prochem
garścią popiołu

Te plugawe słowa
sączące truciznę
wypływają z sępa
z wydętym brzuchem
z wyłupiastym okiem

Biel podbródka
razi dobre spojrzenia
a szponiaste dłonie
oplatają twoją piękną duszę
świetlistą

Kochasz mnie przecież
wiem ze to duszą kochasz
bo serce lękliwe skurczone

Gdy przekraczasz próg kościoła
to sępy wołają

,, Z prochu powstałeś ”

Nie z prochu
tylko z miłości
mojego niekatolickiego Boga
z matczynych łez
z ojcowskiego oddania
z cudownej ofiary
złożonej na ołtarzu
naszych radości

Ale sęp czuwa
bym nie odpłynęła z Tobą
na drugi brzeg
do lepszego świata
naszych marzeń

Wiem że jestem tylko
gościnną falą
ciepłą pieśnią
dotykiem słońca
wiosennym złudzeniem
pocałunkiem motyla
letnim snem

W ramionach
nikczemnego stróża
upadłych aniołów
przejdziesz swój czas

Z zimną gwiazdą u boku
dostąpisz odkupienia
bo

,, Z prochu powstałeś ”

Płatki śniegu

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Płatki śniegu
wirują nad sosną
tańczą z zimowym wiatrem
gonią swawolne ptaki
pod zachmurzonym niebem
opadają sennie
na ciężkie powieki
nadchodzącego wieczoru

Dotykają lekko
twych warg
stopione oddechem
umierają w ciszy
jak moje złudzenia

Nakarmione

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

Karmię rano głodne ptaki
sypię chleb
pokruszony jak wigilijny opłatek
i kaszę drobną perłową
jak łzy zimy
zamarzające
na lichych gałęziach
mandżurskich wierzb

Czy nakarmisz
moje spragnione serce
i ciepłą dłonią
osuszysz łzy

Zanim najedzone ptaki
odlecą
z odrobiną mojego szczęścia

Rocznica

 z tomiku “Wiersze niczyje”

Pierwsza rocznica
potem druga i następne
niszczą pamięć
boleśnie kłują serce

Trzeba zapomnieć
wybielić myśli
wymazać gesty i słowa
niestety pozostaną
jak sępy szarpiące ofiarę
czyhające podstępne wieczne

Może zdmuchnąć świeczkę ?
o ironio

W teatrze jednego aktora
nie może być bisów
spektakl skończony