Archiwum autora: Ewa Korczyńska

Nie pytam z cyklu ,, Rozwiewa wiatr ”

Zimowe dni lodowatego nieba
płatki śniegu roztańczone z wiatrem

Nie pytam o jutro

Sople zawieszone na gałęziach sosny
chłodne promienie zachodzącego słońca

Nie pytam o naszą przyszłość

Jeszcze czułe pocałunki
i szybko bijące serca
może starczy miłości

Nie pytam otoczona lękiem

W dolinie bieli i lodu cisza i spokój
jeszcze w nas bezmiar uczucia
lecz gdzieś tli się obawa i smutek

Nieruchomy krajobraz
wzniesiony nad doliną

Nie pytam bo znam odpowiedż
dusza krzyczy z bólu
niemą rozpaczą rozdarta

W zielonym splendorze wiosny
może w czerwonozłotym przepychu
jesiennych barw zapytam
i wtedy odejdę odarta z marzeń
w upalną noc
w diamentowe gwiazdy

Niebo czarne jak aksamit obejmie pamięć
i cichy płacz konającego serca

Biały opłatek

Biały opłatek
w twej dłoni drży
a w moich oczach
rosa czy łzy

Przygarnę miłość
do moich ust
w ramionach słońce
i szczęście tuż

A czy spełnione
odpowiedz mi
nie wiesz — czy rosa
czy tylko łzy

Nasza wigilia
i słodki czas
kolędy nuta
zostanie w nas

Na krańcu świata
nasz wspólny dom
w marzeniach lata
zostaje on

Kiedy opłatek
w twej dłoni drży
a w moich oczach
rosa czy łzy

Na ofiarnym stole

Położyłeś mnie na ofiarnym stole
zgasiłeś mój blask

Bezpieczna mgła
opadła z jesiennym deszczem
na puste pola

Roześmiała się noc
czarodziejka złudnych nadziei
zadzwoniła martwa cisza

Co mam Tobie jeszcze dać
za małą nutę słodkiej melodii
by powróciła nasza pieśń
i znów rozkwitły czerwone róże

Już nie mam nic
zostały tylko sny

Pośród kamieni

Wymyśl ze mną
wędrówkę słońca i księżyca
by ciepło i światło nadziei
ogrzało myśli

Idż do dziewięciu wzgórz
gdzie druidyczne rytuały
stanowią esencję
niesamowitej całości

a wielkie skaliste twarze
majaczą czerwonym
odcieniem

Pragnę tylko ukojenia
czarnej gałązki
pośród kamieni

Chcę zmierzyć się
z ciemnością

Skazana na miłość
samotnie rozdzieram mrok
i tworzę nowy świat
by już nie wracać
utartym szlakiem

w twoje ramiona

Boże ciało

z cyklu  “Bez litości”

Umierają w ciszy
młode brzózki
na chwałę kościoła
na pociechę posłusznych
opętanych dusz
zagubionych w dogmatach
i pustych frazesach
pięciu przykazań

Złośliwą nutą
graną naturze
u lata bram
gdzie wiosna
zakłada podróżną suknię
i z torbą skowronków
przewieszoną przez garbate ramię
odchodzi zapłakana deszczem

Umierają w ciszy
młode brzózki
na chwałę kościoła
na pociechę dusz
zjednoczonych w procesji
bałwochwalczym uśmiechem
szczęśliwych

Wędrują do ołtarzy
gdzie konają listki
gasząc blask słońca
u lata bram

Kocham Cię Mamo

z cyklu “Rozwiewa wiatr”

 

Zdążyłam do Ciebie
ostatnia chwila
trudne minuty
iskierka nadziei
na szczęście

Twoja ręka bezwładna
jeszcze ciepła
a już taka blada

Kocham Cię Mamo

ból rozrywa serce
rozpada się czas
drobne kawałki
mojej nadziei
rozsypują się
na białej pościeli

Kocham Cię Mamo

wyszeptałam
nim płacz zdławił
słowa
w ostatnim oddechu

Prawda leśnego licha

z cyklu “Wiersze niczyje”

Prawda o szarym świecie
zgasiła lot
tęczowych motyli

Resztki kolorowej tęczy
odeszły donikąd

Wykrzywionym uśmiechem
leśne licho zakamuflowało
tańczącą szarańczę

Zielonym cieniem
okryło stopy
łagodząc udręczone
myśli w dziewiczym
śnie