Archiwum autora: goddam

O goddam

Wiara, Nadzieja i Miłość - zawsze w dobrej cenie! Jestem częścią tej samej energii co Ty, więc jeśli brakuje Ci oddechu - oddam Ci powietrze, a jeśli nie możesz znaleźć swojego miejsca - udostępnię Ci przestrzeń serca, w której zapuścisz korzenie.

Corinthiana

Wyhodowała sobie pustynię, której nikt nie czyta – 
skorpion i gorzkie słońce, piasek w kolorze miodu, 
niedomknięcie powiek, chłód zachodu, noc czarniejsza 
niż ciemność – wokół pusto, nawet śladu dzieciństwa. 

Jeszcze będzie próbowała słoną wodą podlewać ostatnie nasiono, 
jeszcze będzie próbowała cokolwiek ocalić, jeszcze spojrzy 
za siebie, ale nic nie zakwitnie 

w ogrodzie ojca dla niej. 

Wyhoduje sobie skalne przestworza, mury wysokie, granie – 
odczyta z nich co jest do odczytania w tej ciszy, potem 
zejdzie lawiną jej bolesny orszak, usypie kurhan nad dniami, 
pokaleczy ziemię i nieba, prosto w stalowe chryzantemy chmur – 

wspomni, lecz będzie tam tylko niejasny obraz gór, 
świat, który spiętrzył się dla niej, a potem runął.

Spirala

Nakręcam spiralę. Dzień za dniem. 
Cofanie czasu napotyka na białe plamy. 

Co się wydarzyło tego dnia, kiedy przedwojenny fryzjer 
targał włosy małemu chłopcu przedwojennymi nożyczkami, 
podgalał czteroletni kark przedwojenną brzytwą, 
używał potem przedwojennej wody kolońskiej, która 
rozmywała czerwoną kroplę czteroletniej krwi? 

Co się wydarzyło dzień później, a co tydzień wcześniej? 
Kiedy zniknął drewniany dom obok piekarni z czerwonej cegły, 
co się stało z jego właścicielem Żydem, dokąd powędrowali 
Cyganie ze swoimi wozami? 

Co się z nami działo przez te wszystkie lata? 
Cofanie czasu napotyka na czerwone plamy. 
Dzień za dniem.

Lucidus ordo

Las nie pamięta skąd się biorą liście, 
las nie rozważa zmian kierunku wiatru. 
Las odchodzi w trumny, krzyże, stoły, ramy. 

O sobie samych mamy zakazane piosenki, 
więc wiążemy usta. O sobie samych puste 
mamy dźwięki. O sobie samych mamy święte racje, 
więc świętujemy przy dębowym stole. 

Odchodzimy, przychodzimy. Odwracamy się 
od siebie, lecz nie zawracamy. Pewnie ze wstydu, 
lub z nieznośnej dumy idziemy przed siebie. 

Las co raz gęstszy, lecz kiedyś się skończy. 
Wyjdzie na przeciw idących polana. 
Zobaczą wtedy ślepymi oczami, zobaczą 
i upadną — 

Zobaczymy, czy mieliśmy prawo.

Poza kontrolą

Wraca do domu, zaparza herbatę, siada przy stole.
Nasłuchuje życia, podgląda przez okno. Zamyka oczy
zanim zacznie boleć —

Budzi się w nocy, zaparza herbatę, siada przy stole.
Nasłuchuje, podgląda, zamyka oczy. Zanim zacznie
świtać —

Znowu wraca, zamyka oczy. Siadają przy stole,
śmieją się, rozmowa się klei i palce od pączków,
lukier upada. Zgarniają drobinki, zlizują
z palców —

Wraca do domu, zaparza herbatę, siada przy stole.
Nie zapala przy tym światła, nie włącza muzyki.
Zamyka oczy —