Przy stole nie znajdziesz miejsca, mimo, że jest pusty
– każdy bok będzie zbyt kanciasty, blat zawsze nierówny;
gdy przesuniesz dłonią, głęboko w skórę wbije się gwóźdź.
Jakkolwiek usiądę, będzie mi wygodnie – oprę łokcie
na idealnej wysokości, stołowa noga nie stanie na drodze
mojej goleni, ręce się nie skrzyżują, dłoń nie uderzy o blat,
a gdy uderzy, huknie tak mocno, że brzękną naczynia,
trzej magowie wstaną, zgaszą kadzidło, zabiorą mirrę,
wyjdą i nie wrócą już nigdy, chyba, że po gwoździe.
Skrzyżowanie się spojrzeń przy spotkaniu – tego w wierszu w nie ma, ale i jest – takie skojarzenie, pierwsze, i nie mija. -:)