Kiedy się budzę, różnica między czasem
na zegarze przy łóżku i tym ze snu
wynosi kilkanaście minut.
Zaginęły razem ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami tego,
co mogło się wydarzyć, lub nawet się wydarzyło.
Mogłem w tym czasie umrzeć, lub rozwiązać problem,
o którym nawet filozofom się nie śniło.
We śnie latałem, byłem w nieistniejących miejscach,
w towarzystwie ludzi, których nie znam, lub których nie ma.
Tutaj jestem w czasie, który zgubił swój kawałek,
w moim mieszkaniu, które jest mi obce, wśród ludzi,
których znam i nie znam jednocześnie.
We śnie wszystko było realne, tutaj
rzeczywistość sama się podważa, staje się
swoim zaprzeczeniem.
Tam latałem, tutaj spadam.
Za kilkanaście minut być może umrę, lub stworzę problem,
którego nawet sen nie wyjaśni.
Takie rzeczy podobno się zdarzają.