Wszystko, czego mógłbym chcieć
mieściło się w ostatniej, najmniejszej skrzynce.
Tak obiecywały mi wszystkie inne, które otwierałem.
Otwierałem jedną po drugiej,
a każda była zachętą, następną obietnicą.
Pierwsza, kiedy byłem dzieckiem,
nieopisanym ogromem pochłaniała całą wyobraźnię.
Druga miała kolory pierwszych rozczarowań,
kłótni, ucieczek po piwnicach, samotnych
przesiadywań i patrzenia z dystansu
na trzecią – pełną dziwnej zimy
z gorącą głową.
Kryło się w niej wszystko, co pierwsze.
Miała kilka niezapomnianych imion, z których jedno
odnalazłem w czwartej.
Piąta nie obiecywała niczego, poza szóstą,
całkiem małą i niepozorną.
Już wiem, że skrywa siódmą i ósmą – pełne bólu
i klęski.
W dziewiątej odnalazłem zapowiedź pierwszej,
co było do udowodnienia.