Archiwum kategorii: Wiersze

W kadrze wkrótce będzie już tylko powietrze

Na fotografii są obecni wszyscy.
Częściowo przezroczyści, ale jednak wciąż
trzymają się krzesła, podłogi i ściany.
Trwają w doniosłości trzaśnięcia migawki.

Czas, który im dano, jest zbyt krótki aby
zauważyć znikanie, czekanie, przetrwanie.
W tym ledwie ułamku tej ledwie sekundy
wszystko jest zapisane: gest, koszula, krawat
i cień na podłodze, i ptak, co za oknem
właśnie się zmaga z wiatrem,
(pod nieobecność słońca
i w przeczuciu chłodu
zawisł ukośnie względem framug, sosny).
Jakby się chciał zbuntować wobec jego siły,
bezinteresownej, upartej, ruchliwej, złowieszczej.

Było

Nie wierzę słowom, bolą mnie litery.
A jednak piszę kolejny nekrolog.

Lepiej mieć to za sobą –
i choć na wszelki wypadek, to jednak lepiej,
bo kiedy się stanie dziwną koniecznością,
to nikt za mnie tego nie napisze.

Więc piszę: było sobie życie.

I tyle – bo słowom nie wierzę,
a litery bolą.

Problem

Mój problem nie jest natury alkoholowej.
Moim problemem jest brak akceptacji
dla bycia pozbawionym znaczenia,
bycia niezauważalnym.

Moim problemem jest świat i ludzie.

Świat i ludzie są pozbawione znaczenia.
Nie zauważam tu cnót, jedynie żal
i cierpienie odmieniane przez wszystkie przypadki.

W moim przypadku mianownik jest celownikiem.

Po co natomiast rosną drzewa, to nie wiem.
I po co ptaki siadają na tych drzewach?
W jakim celu nad drzewami przetaczają się chmury
dokonując transfuzji powietrza?
Po co nad chmurami świeci słońce i –
koniec końców – po co bez końca
dzień i noc.

Nawet kiedy zamykam oczy.
Nawet kiedy oczy otwieram.

Człowiek

Wciąż jeszcze zdumiewa mnie jego małość.
Podnaturalna wręcz, mikrorealna mizerność.
Mówi o rzeczach błahych,
okruszki światła na  nocnym niebie
nazywa skrupulatnie dobranymi imionami,
wielkie problemy zbywa jednym półsłówkiem,
a mimo to rozpanoszył się jak basza
i twierdzi, że cała planeta
należy do niego.

Ziarno

Leży tak długo, prawie skamieniałe, uparte i zamknięte
w ciszy i w bezruchu. Milczące i ślepe.
A jedna zaledwie kropla, promień słońca jeden
wystarczą do wielkiego do życia wybuchu.

Podobnie wirus dżumy, zbrodniarz i poeta,
święty, psychopata, śmierć.

Niebo dla żuka

Gdyby żuk gnojnik wiedział, że za kilka godzin
stanie się pokarmem dla pliszki szarej i jej piskląt,
czy przestałby toczyć swoje gówniane życie?

Jemu z pewnością nie przyszedł do głowy
inny styl egzystencji, więc
nie będzie się nad tym zastanawiał.

Ani przez chwilę nie pomyśli, że mógł go spotkać
ciekawszy los. Raz wprawdzie był na pierwszej stronie gazet
(konkretnie na okładce branżowego czasopisma entomologicznego),
ale nie przyniósł ten fakt żadnej odmiany żuczego żywota.

Nie stał się ani lepszy, ani sławniejszy, nie wzbogacił się,
ani nie zaczęto go zapraszać na wystawne przyjęcia, bale,
nie ciągano go do telewizji, nie podsuwano mikrofonów.

Nie zyskał tym incydencikiem nawet w oczach pliszki,
a jednak to jej czujne spojrzenie wkrótce skupi się
jak wiązka lasera dokładnie na wątłym pancerzu gnojnika.

Kiedy już będzie po wszystkim, w niebie przeznaczonym dla żuków,
będzie toczył swą wieczność – ani mniej, ani bardziej
gnojowatą.

W chmurach

Jeśli miałbym skrzydła sfrunąłbym
na ziemię.
Na drzewo tuż za oknem,
na parapet, na poduszkę
i na twoje samotne
niechcenia.

Ale nie mam, więc runę
ciężko i z całą potęgą hałasu.
I to będzie dobre.

Tutaj, w chmurach, ciężko jest
trzymać głowę.
Nie ma widoków, a drobinki lodu
niemiłosiernie biczują
nadzieję, wiarę i trwogę.

Byt skondensowany

Dzielę się. Jestem tu i tam.
Słowem i zdjęciem. Każdą czynnością i miejscem.
Dzielę się. Udzielam.

Spektakularne rozmnażają się jak drożdże.
Z zaczynu kliknięć, z rozczynu monitorów,
tabletów, smartfonów.
Z oczu do oczu, z ust do ust, z rąk do rąk.

Kumuluję się.
Bit do bitu, litera do litery, piksel za pikselem.
Wkrótce będę zbyt ciężki, by udźwignąć siebie.