Codziennie przechodzę przez drzwi w murze.
Mur jest stary, z cegły, drzwi odrapane z farby,
drewniane, nieduże.
Pochylam się wchodząc.
Za drzwiami bywa różnie – w zależności od nastroju
i właściciela tej przestrzeni. Wchodzę do ogrodu,
lub do pokoju, korytarza, sieni.
Są miejsca z pamięci, ze snu, z niewydarzenia.
Są znaczenia i bezznaczenia, pełne światła,
cienia, roślin jak u Mehoffera, kamieni
przywleczonych tu przez kogoś i po coś.
Ludzie, których znam z imienia i zupełnie obcy.
Jak w prawdziwym świecie
dziennym i nocnym.
Zdarzenia mają tutaj swój rytm i logikę,
a nieodwracalność jest odwracalna –
jakbym był kimś innym, nikim.
Codziennie chcę się wydostać.
Utkwiłem tu, czyli tam. Chcę i nie chcę
powrotów, niepowrotów.
..ojej, jak zmysłowo, jak subtelnie niewypowiedziane.
Zagrałeś brzmieniem słów jak Mehoffer kolorami i światłem:)
Lubię Pana w tej palecie barw nastroju 🙂
pięknie dziękuję 🙂