Czarna folia. Nie przepuszcza powietrza.
Zgrabne zapięcie na błyskawiczny zamek.
W środku znane – ulica, park, rzeka,
wschód słońca, ćwiartka księżyca,
zapach ściółki po deszczu w lesie,
dotyk dłoni, wilgotność języka,
wszystko, co wypowiedziane,
głośny krzyk, nuta cicha.
Niespiesznie, z obawą przed nowym,
ubrawszy rękawiczki z lateksu,
rozsuwam, otwieram przejście.
Z kontekstu wyłania się doznanie
jakby nowe, światło nigdy nie widziane.
I mogę oddychać. Mogę oddychać?