Gdzie byłem przez te wszystkie lata? Milczałem,
bo niewiele do powiedzenia, co raz mniej.
Bywało – otwierałem usta, tak trwałem
w niemym osłupieniu, jak bezgłośny lament,
krzyk, częściej szept.
O czym tu mówić, kiedy nic ważnego, nic,
co mogłoby mnie zdziwić? Słowa
miewały kolory, kolory bywały nienazwane,
świat natomiast kurczył się do pięści.
Teraz jest wielkości śliwki, która utknęła
i uwiera.
W środku jest pestka. Kiedyś do niej zajrzę,
przegryzę, znowu poczuję gorycz.
Nie opowiem o tej nadziei, bo co, jeśli
okaże się pusta?