Zburzę dom, zetnę drzewo i zabiję syna.
Skulę się w sobie, embrionalnie zaniknę,
wycofam się z pochwy członkiem mego ojca.
Wrócę do jego domu, do jego ogrodu.
Wtedy rozjaśni mnie blaskiem
jego wielka miłość.
Skończy się dzień i mnie tu nie będzie –
pod kamieniem, w cieniu, w tym strumieniu.
I to ma się nazywać wiersz? to strasznie szmirowate zupełnie beznadziejne. I nie próbuj być oryginalna, bo ci to nie wychodzi.
1. Nie, to nie jest wiersz.
2. Owszem – szmirowate i beznadzjne.
3. Nie próbuję być oryginalna, ponieważ jestem rodzaju męskiego.