Tobie przebaczę, sobie nie wybaczę –
miastu i światu i ciemności i światłu.
Chmurom na opak, nie opadnę lecz wzlecę.
Rzece, jej źródłu i korzeniom drzewa
i płatkom kwiatów, które się podniosą,
z nową jędrnością wrócą cieszyć oczy.
Przebaczę powierzchowność spojrzeń i dotyków,
nieprzemyślaność rzeczy, słów i
zaniechania, zwyczajność dla mnie
zupełnie nadzwyczajną, obojętność
rozpoznania, poznania, doznania.
Nie wybaczę, że aż nazbyt późno
ruszyłem w drogę przez to bezludzie,
przez tę pustynię próżną, przez spacje
rozstrzelające życiorys w formę graficzną
i przez akapity zupełnie pominięte
w tej opowieści.