Więc jest tak, że w jednej chwili
odmienia się sposób patrzenia, życie.
Odchodzi z łoskotem rozdzieranej blachy,
gradem rozbitej szyby i krwią,
której nie powinno tutaj być, a jest.
Bez pożegnań należnych w przeczuciu odejścia,
bez wahań, bez rozstań, bez lęku przed jutrem.
Ktoś długo patrzy na tę fotografię,
której przecież też być nie powinno,
dotyka przedmiotów, ubrań, łudzi się
zapachem perfum, nabiera podejrzeń,
że to wszystko się nie wydarzyło.
Bez cienia wątpliwości należnych zwątpieniu,
bez złości, bez nienawiści i bez niewinności.