Otoczaki

Fale papieru, obwolut, okładek,
wszystko złożone z molekuł liter.
Rozbijają się każda z osobnym dźwiękiem.
Pośrodku my, otoczaki, łagodniejemy.
Mniej jest pęknięć, chropowatości,
więcej znaczeń.

Czasami tylko jakiś autor ręką dziecka
rzuca raz jednym, raz drugim
po gładkiej tafli jeziora.

Odbijamy się wtedy, podskakujemy,
na koniec pochłania nas wielka woda.
Wciąż nie wiemy nic więcej,
wciąż nic więcej nie wiemy
niż wczoraj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *