New York, New York

Podchodziła do mnie trzy razy w tych dniach.
Ach, gdybym się mógł spodziewać!….
A mógłbym. Gdybym choć odrobinę
zaufał temu, który rozdaje drinki z palemką.
Czy i mnie obdaruje, dotknie swoją dobrocią?
Da pogłaskać kota o imieniu…
(nie znam się na imionach kotów)

A może wszystko jest iluzją
i dwie wieże musiały runąć
dla duchowego odrodzenia
ludzkości?

Mniejsza z tym. W Nju Jorku jest zimno.
Pytam Janusza, a on mi mówi, że:
– Do Central Parku pójdziemy później. Wszyscy zachwycają się wytartymi symbolami, frazesami ściekającymi wódką i zakąską po tłuściutkim licu młodzieńca z chytrymi oczkami i z całym zapleczem metod znanych i uznanych za nieliterackie.
A teraz pozwól, przyjacielu, (znałem się z Januszem z różnych okoliczności, lecz nigdy osobiście), że przedstawię ci Saszę… Gdyby udało się jego rodzicom wyjechać wtedy z Rosji, pewnie siedziałby na tej ławce, tutaj, w Tompkins i bajdurzył Anicie o zwłokach…
Widzisz tego foksteriera? Dziwnie nam sie przygląda.

Rurkami płynie światło.
Elektrody przyjemnie łaskoczą.
Jest ciepło, w Central Parku
zwykły ruch. Umówiłem się na
spotkanie z A. (Wiedziałem,
że pierwsza literą w każdym alfabecie
jest najważniejsza!)

Nawet jeśli to wszystko jest jednak iluzją,
nawet jeśli to wszystko kończy się
zupełnie nieśmiesznie…
I choć zupy nigdy nie ruszyłem
za żaden ocean, jedno wiem:

I Love New York.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *