Ucieknę i nic nie będzie.
Przetnę powietrze bezgłośnie,
ucieleśnię kamienny żleb.
Przykryje mnie pierwszy śnieg.
Ostatni plus jeden dzień
zachmurzy się, upadnie.
Wysokie góry nade mną,
garstka kurzu we mnie.
Na wiosnę zejdę lawiną,
wyrosną trawy i kwiaty.
Niebo będzie bardziej błękitne.
Zapomni o mnie pies
i lary i penaty.