Wyobrażam sobie, że ból ma ciało
i ten rodzaj autonomii, który jest dany jedynie szczęściu.
Zamiast wylegiwać się na łące, na plaży, przy basenie,
leżeć na ciepłej, albo chłodnej ziemi – on tańczy.
Wiruje, wyrzuca ramiona do góry, na bok, wierzga nogami.
Dla postronnego obserwatora cały ten ruch jest
pozbawiony sensu, wdzięku, jakiegokolwiek uroku,
nie mówiąc o rytmie, powtarzalności figur.
Ból jednak ma w tym jakiś cel.
Mówią, że tak zdobywa się szlachectwo.
Dla tych, którzy przejrzeli jego zamiary,
jest jedynie drobną niedogodnością,
z którą można się nawet zaprzyjaźnić.
Wyobrażam sobie, że ból ma ciało.
Atletyczne, więc zdrowe i piękne jak Dawid.