Jeszcze nie składamy broni, bawimy się
życiem. Godziną złotą, magicznym światłem,
dopiero kiedy noc – samotne żagle, z szuwarów port
będzie ich ukryciem.
Wiatry nad wodą i wyżyny fal, łupiny orzecha,
my w nich stojąc – chcialoby się nie kłaniać
wodnym słojom, chciałoby się dalej, w dal.
Toną dni, upijają się minuty nagłym szkwałem.
Będziemy w nich śnić, będziemy bałagan czasu
słodzić gorzkim żalem. Utracimy sterowność,
złamane będą maszty kaleczyć grzywy chmur.
Będziemy niknąć pod obrazem powierzchni,
wrastać w głęboki muł.
Ale jeszcze nie składamy dłoni, nie klękamy
przed ostatnią bramą. Jeszcze śnimy pieśni,
jeszcze się nie żegnamy.
Foto poszarpało wersyfikację? Chyba tak…
Pisze Ci się ostatnio, pisze…
Powtórzę za el, pisało Ci się w 2009, oj pisało, 2010 przechodzi wszelkie wyobrażenia o kunszcie pisarskim…piękny wiersz 🙂