to było tak bez sensu
spadł śnieg
o dwunastej
dwunastego
a ja
zaspałem
nie wstałem
i tkwię w środku
aż do wiosny
samotny
biały
z dziurawym garnkiem na głowie
brzozową miotłą pod pachą
a nos
mam czerwony
marchwiany taki
to było tak bez sensu
spadł śnieg
o dwunastej
dwunastego
a ja
zaspałem
nie wstałem
i tkwię w środku
aż do wiosny
samotny
biały
z dziurawym garnkiem na głowie
brzozową miotłą pod pachą
a nos
mam czerwony
marchwiany taki
ja drogie panie i drodzy panowie
kiedy za oknem zima się szczerzy
biegnę myślami
tylko niestety
do ulicy
tej mojej lipowej
po tej ulicy
spacerkiem
powoli
idę nie spiesząc się wcale
a czas
sobie kapie
czas kapie powoli
i życie mnie nigdzie nie goni
kiedy tak idę
za mną bajka biegnie
i elfów cała gromada
wołanie dobiega
wołanie z oddali
pójdziesz ty w końcu po mleko
a ja panie Ludwiku
piórem skrobię czasem
po papierze
i powiem panu
tak całkiem szczerze
że radochę mam z tego niezmierną
gdy obrazek spod pióra się kładzie
obrazek ulicy
świata
albo łąki z motylami
a ja na niego patrzę
i siorbię sobie kawę z koniakiem
do smaku
bo za oknem wiatr
i tak cholernie biało
taka ciepła
biała
nie mów nic
słuchaj
stanął czas
anioł skrzydłem mrok rozświetlił
z nieba miłość
prószy białymi płatkami
śmiejmy się
kochajmy
śpiewajmy
kolęda kolęda pod niebem
rozgwieżdżonym