Biała koronka, lśniąca i czysta,
niedodziergany do końca księżyc.
I to niedodzierganie rzucone na
malowanie akwarelowe, błękity
i róże. Obrus na stole świata,
który stanął na głowie.
Cała reszta pochyla się i kapie
jazgotem z tlustych łapsk, dziegciem chciwym na te róże, błękity. Nienawiść unosi się przy tym smogiem.
Podczas gdy ciemność przynosi
ciszę i fiolet, rozlewa atrament,
niedodziergany sam się nie dodzierga.
Wciąż będzie lśnił jak klejnot, jak
prawda, o którą anioły kopią się
pod stołem.