Zaczytawszy się, zapatrzywszy w litery, a myśli,
gęsi szare, odleciwszy w błękity, w oddale,
zadość, żeby się w porę, zamałość żeby zdążyć
przed ciszą nocną, przed snem, wieczorem.
Przy tym woda na makaron, samo fusili
wyparowawszy, smażywszy się żywo,
śmierdzi i dymi.
A ty siedzisz na twardym i gapiąc się
roztrząsasz w stoickim zachwycie:
przedśmierć to, czy jeszcze życie?
I myślisz nad czasem, który pozostał,
i o koronkach dziewcząt na wiosnę.
Leniwie mieszasz w garnku obok
sos do spalonego makaronu fusili.
Nad głową unosi się dymu obłok
w przeciągu chwili.