Przemiany

Jeszcze się dziwię, jeszcze mi nie wszystko
jedno. Wiem, nie ma w tym nic,
ale jednak. Wiem, to nie jest tylko dziś,
to się już zdarzyło, to się znowu będzie działo.

Wciąż tak samo mali, tak mało
potrzebują, potrzeba, nie potrzeba.
Wielkie mi nieba, piekła nie ma, hulaj!

Wiem. To nie tak, że jak nie tak,
to inaczej. Nie godzę się, nie pogodzę
raczej.

Ona pluje na niego, on pluje na chodnik,
ono pluje na wszystko – są niezawodni
w tym wzajemnym, powszechnym,
uniwersalnym pluciu. Wszyscy piszą
na murach, nieliczni
liczą słowa.
Uogólniam na ogół z rzadka,
rzadziej o ogólnych wypadkach powiem,
że są jakoś tam ważne.

Światło mnie drażni. Wolę noc.
Sam siebie toleruję zaledwie wystarczająco.
Mówię to sobie codziennie.
Mówię to sobie codziennie –
od początku, powiem przed końcem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *