Genialny maestro od piętnowania sytuacyjnego absurdu, Mikołaj Gogol, bystry obserwator ludzkich przywar, zalecał robienie durnia z tego, kto robi durnia z nas. Zalecał też śmiech, bo tylko śmiech pozwala nam na zachowanie resztek rozsądku. Nie pusty i grubo ciosany, i nie wulgarny, ale mądry, oczyszczający duszną, bezmyślną atmosferę.
Z upodobaniem graniczącym z sadyzmem opisywał tabuny prowincjonalnych ważniaków, półświatek dętych szpanerów odzianych w blichtr, ubabranych w ploty, afery i niewinne szwindle…
W utworach Gogola skrzy się od celnych spostrzeżeń, od rozumnych, a nie nachalnych diagnoz. Diagnoz dotyczących społeczeństwa produkującego miernoty. A mówiąc o społeczeństwie, nie myślę tylko o Rosji. Wszak i u nas mamy dostatek nonsensów, bo poruszane przez niego ZJAWISKA, są ponadterytorialne.
Głupota nie ma stałego meldunku; wszędzie bowiem znaleźć można zaściankowy inkubator ciemnoty, oślizgły wykrot z wodzirejem bzdur, udreptaną drogę do I Sekretarza Sekty Bogobojnych Ateistów…