Sophiesticated

Butelko! Gdybyś ty miała szyjkę maciczną, giętką –
o ile przyjemniej byłoby brać cię, przyjaciółko,
za kochankę.

Oszałamiasz bogatym wnętrzem, krew twoja, to krew moja.
Przy stole zachowujesz się statecznie, dostojnie,
dostrajasz się do mnie jak fale radiowe do odbiornika.

A może jest na odwrót, co, być może, na odwrót może być?

Rzeczona, ty, moja narzeczona, matka i siostra śmiertelna,
ofiarowana przez być albo nie być, moja pochodnia,
autonomia, soma i insomnia.

Moja ty ulubiona utopio, moja prężąca się kotko,
najdroższa miłosna zagadko, niepowtarzalna,
nieokiełznana dzierlatko!

Stajesz przede mną świeża, pachnąca i wilgotna,
spijam z ciebie owoców nektar, poezję przetrwań
i nieprzetrwań,
twoja sukienka-etykietka, te twoje słoneczne stoki, poletka:
jakbym biegł z tobą na prześwit świtom,
jakbym miał cię na zawsze – na przekór bytom i niebytom…

Cóż, że niewierny ze mnie kochanek, że mam harem?
Cóż znaczą te plejady niezliczone twoich sióstr,
cudzych małżonek – dopóki z ciebie czerpię,
dopóki ostatnia w tobie kropla lśni się,

twoje i moje marne życie trwa,
skazane na przeżycie dnia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *