Po drugiej stronie szyby

Jakże śmieszne za oknem są gołe drzewa.
Może mają wrony, ale żadnego wdzięku.
Wyciągają te swoje badyle do nieba
w rozpaczliwej modlitwie, albo
jakby chciały wydrapać oczy
podpatrującemu.

Zupełnie pozbawione okoliczności i kontekstu
chyboczą się na wietrze, albo tylko stoją.
Jak czekający na podtekst człowieczek,
jak porzucony przez ocean przylądek.

Jakże śmieszne są za oknem twoje oczy.
Takie bezlistne oczekiwanie. Piszesz
na szybie kroplą kolejne krzyżyki,
dławisz się niemym, jak sądzę,
krzykiem, wezwaniem.

Pozbawiony kotntekstu w tej okoliczności,
w uścisku ścian, pod osłoną lampy,
chyboczesz się na krześle nieskończoności,
jak czekająca na liść swój pierwszy
koślawa gałąź, kostur, sękaty patyk
litości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *