Archiwum kategorii: .Info

Spin (socjotechnika)

Kilka przydatnych informacji dla zrozumienia jacy ludzie kreują nam rzeczywistość…

Spin – pejoratywne określenie w socjotechnice (public relations) mocno zniekształconego portretu rzeczywistości na czyjąś korzyść, w związku z jakimś wydarzeniem lub sytuacją, którego głównym celem jest uzyskanie subiektywnie najlepszego rezultatu.

W odróżnieniu od tradycyjnego public relations, które opiera się głównie na kreatywnym przedstawianiu faktów, technika “spin” często, lecz nie zawsze, zakłada pełną obłudy, zdradliwą oraz wysoce manipulatywną taktykę zdolną do pozbawienia ludzi zdroworozsądkowego myślenia. “Spin” to akronim wyrażenia “Significant Progress In the News” (tj. Znaczący postęp w informacjach), stosowanego przez specjalistów od PR w połowie lat osiemdzięsiątych w związku z tzw. Inicjatywą Obrony Strategicznej (SDI). Inicjatywa ta została w tym czasie poddana ostrej krytyce jako technicznie wysoce niepraktyczna, a “Spin” był próbą przeciwstawienia się tego typu opiniom dzięki rozpowszechnianiu informacji potwierdzających stały postęp techniczny w dziedzinie SDI. Czytaj dalej

Boski plan

zezytyliterackieW skład wydanych właśnie przez Znak pod tytułem Dziwniejsze brzegi esejów J. M. Coetzeego z lat 1986-1999 wchodzą takie słynne już teksty jak recenzja tomu szkiców Josifa Brodskiego On Grief and Reasonopublikowana w 1996 roku na łamach “The New York Review of Books”, prelekcja na temat klasycyzmu oraz wygłoszona przez Coetzeego w Grazu w 1991, a także inne, krótsze i dłuższe, pomyślane jako przedmowy i posłowia, jednakowo błyskotliwe.

Nie ma co do tego wątpliwości – intelektualna sprawność tych szkiców jest porażająca i lekko nawet przerażająca. Coetzee dokonuje niezwykle celnych i wyrafinowanych analiz książek i zamysłów autorskich, w których jak w soczewce skupia się cała myśl literaturoznawcza XX wieku od strukturalizmu po gender studies. A wszystko dotknięte zaledwie, muśnięte piórem, użyte w odpowiednim momencie i z właściwym dystansem, bez ideologicznego zacietrzewienia, bez przesady tak charakterystycznej dla wszelkiej doktrynalności literackiej krytyki, za to z absolutnym wyczuciem przydatności do zrozumienia i odczytania. Ze strony na stronę rośnie przekonanie, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju interpretacyjnej rozprawy, którą prowadzi dyskretnie sędzia Coetzee, bezstronny i nieubłagany, w sposób absolutnie nieodwołalny i konieczny. […]

aut. Tomasz Różycki


Więcej…

Wymóg bezwarunkowego aplauzu

 Nie ulega wątpliwości, że łatwiej dziś spotkać piszącego niż czytającego, o czym wiele razy już wspominałam. Teoretycznie więc piszący powinien skakać z radości, gdy ktoś jego dzieło raczy choćby przekartkować. A jeśli już trafi się ktoś, kto poświęci czas, by wyrazić swe opinie – autor powinien być w siódmym niebie choćby z tego względu, że czytelnik nie okazał się wobec jego dzieła obojętny. Nie mówię tu wcale o recenzowaniu w czasopismach – bo to osobny rozdział. W tej dziedzinie coraz częściej możemy oglądać szczyt groteski, gdy autor sam informuje publicznie, jak należy jego dzieło czytać i interpretować oraz jakie walory obowiązkowo w nim dostrzegać. Jest to zwykle polemika z recenzentami, którzy zdaniem autora czytali  bez należytej uwagi, źle interpretowali, nie zauważyli, spłycili, zubożyli… itp. Pomijając oficjalne recenzowanie i autorecenzowanie, chcę się skupić na innym, dość powszechnie obserwowanym zjawisku: autorzy usilnie proszą różnych kolegów, znajomych, adresatów korespondencji itp. o szczerą wypowiedź na temat ich książki, a gdy ktoś się wypowie, z góry może liczyć na obrazę majestatu, która następuje wcale nie tylko wtedy, gdy dzieło zostało totalnie skrytykowane.

 

aut. Ariana Nagórska

więcej…