Żonie
Więc znasz mnie jak się zna klamkę u drzwi
do własnego pokoju. Drzwi, które otwierasz,
a kiedy wchodzisz, to z zamkniętymi oczami.
Możesz podejść do stołu, usiąść na krześle,
możesz otworzyć okno, wpuścić zapach burzy,
schnącej ziemi, śpiew ptaków.
Wiesz jaki jestem niepoprawnie słoneczny
i kiedy chmurzę się i naburmuszam.
Wiesz jak mnie podejść, jak odejść
i jak powrócić, znasz wszystkie hasła
i kody do moich zabezpieczeń.
Powoli murszeję, kolory płowieją,
a kiedy zdejmuję z oczu (jak ze ścian obrazy)
kolejny dzień – zostają jaśniejsze plamy.
Już oboje wiemy, że nie potrzebne nam inne miejsca,
obce pejzaże, nie tęsknimy za morzami,
nie musimy pokonywać siedmiu gór, iść przez lasy.
Mamy przecież i krzesło i stół,
mamy okno, przez które wyglądamy czasem
i jeszcze tyle siebie mamy,
że wystarczy na wspólny grób.
I to jest dobre, kochana, to jest bardzo dobre.
Tak dobre, jak ta herbata i łyżeczka do niej.
Piękny, nostalgiczny a zarazem trak przesycony miłością wiersz.
Pozdrawiam z przeszłości 😉
Lift
Pięknie dziękuję 🙂