Stoją ludzie, stoją jak las.
I w głowach im szumi,
i szumi im w głowach czas.
A między nimi, kto zrozumie,
szumią jak trawa jakieś słowa.
Jak mowa trawa szumi w tłumie,
w lesie-nielesie, słowa-niesłowa.
Przychodzi taki czas w tym lesie
Że wieje ogień, płonie wiatr
Od traw przez dłonie do głów się niesie:
od śmierci nas Aniele zbaw.
Padają drzewa, które stały
i już nie szumi w głowach czas.
I nie ma traw które śpiewały,
że z ludzi był tu kiedyś las.
I huczy ogień, skrzy się żar
i błyszczą sarnie oczy w nas.
W lesie-nielesie ptaków żal.
Przychodzi taki czas w tym lesie
Że cichnie ogień, gaśnie wiatr.
A w trawach coś zaczyna szeptać:
od śmierci nas Aniele zbaw.
A potem nagle wybuchają
z młodych gałęzi pąki głów.
Zielenią się i zachwycają
i w las-nielas wrastają znów.
I śpiewa pieśń trawa-nietrawa
i wciąż od nowa mowa-niemowa,
i się nadzieja budzi w głowach.
A w trawach coś zaczyna krzyczeć:
jesteśmy jak ten młody Bóg!
Lecz przyjdzie czas, że znów las spłonie
Od ognia głów i żaru słów.