Wdech i wydech jeszcze funkcjonują.
Podobnie inne bezwarunkowe odruchy.
Włosy i paznokcie rosną bez przypominania,
krew sobie krąży, pocę się, wydalam.
Reszta to dziwny związek
złączony sakramentem.
Na złe (tego więcej),
na dobre (czasami),
w zdrowiu (oby, oby),
chorobie (cóż, bywa),
w wierności (zazwyczaj),
uczciwie (się staram).
Ale czy do śmierci naczyń połączonych?
Mnie we mnie, lub na odwrót?
Jakiego i kiedy?
Tego, którym byłem, jestem, czy też będę?
W każdej chwili i czy nawet we śnie?
Mniej w czasie, a bardziej w przestrzeni?
Stałem się zagadką dla samego siebie.
Bardziej niż kim jestem dlaczego.